poniedziałek, 28 lutego 2011

Arabskie ciasteczka orzechowe


To juz ostatnia propozycja na Festiwal kuchni arabskiej. Postanowiłysmy, z Malwinną, Maggie i Eve, wspólne kucharzenie zakończyć na słodko. Każda z nas przygotowała, tym razem, coś innego, a przynajmniej tak mi się wydaje :) 


U mnie ekspresowe (z braku czasu) ciasteczka orzechowe. Robi się je błyskawicznie i tylko z 3 składników. Miałam obawy, że nie będą smaczne. Na szczęście okazały się bardzo dobre, orzechowo-bezowe, kruche, leciutko ciągnące w środku (ale to pewnie zależy od długości pieczenia i temperatury). A co najfajniejsze, wyglądają jak małe chmurki :)
Zapraszam na arabskie ciasteczka.



Przepis pochodzi z Encyklopedii sztuki kulinarnej (cz. 15), kuchnia arabska.

Ciasteczka zgłaszam również do akcji Ireny i Andrzeja Z widelcem po Azji.


Składniki:
260g orzechów włoskich (ewentualnie migdałów)
60g cukru pudru (dodałam ksylitol)
2 białka

Sposób wykonania:

Wybrać i odłożyć 12 najładniejszych orzechów i podzielić je na połówki. Pozostałe orzechy zblendować lub zmielić, przełożyć do miski i wymieszać z cukrem.
Białka ubić z odrobiną soli, na sztywną pianę i połączyć z orzechami i cukrem. Dobrze wymieszać.
Piekarnik nagrzać do 180oC. Lekko zwilżonymi dłońmi uformować kulki wielkości orzecha włoskiego i u\łożyć je na blasze wyłożonej paperem do pieczenia, w dużej odległości od siebie.
Na każdej położyć połówkę orzecha.
Piec na ciemnozłoty kolor (15 - 20 min).

Moje uwagi:
  • dzisiaj piekłam ciasteczka z orzechów laskowych, bo tylko takie miałam w domu
  • proponuje jednak nie piec ich na rumiano. Najlepsze są tylko leciutko podpieczone od spodu, jak się zrumienią, są niesmaczne.
     

niedziela, 27 lutego 2011

Ratatujka


Bardzo często robię takie proste, szybkie danka. Kolorowe, smaczne i zdrowe - najlepsze są oczywiście latem :) Moi synkowie ;) na szczęście chętnie jedzą warzywa, więc nie mam problemu typu, kto to zje. Zjedzą wszystko, co ugotuję, chociaż jeden lubi ostro przyprawione, a drugi nie. Ale z tym nietrudno sobie poradzić :)

Dzisiaj przepis na moją dyżurną potrawkę warzywną, którą nazywamy "ratatujką". To taki mix duszonych warzyw, przeważnie z pomidorowym sosem. Skład zmienny - w zależności od tego, co znajdę w lodówce, albo co mi się spodoba w warzywniaku. Jemy to z tostowaną ciabattą (ja z tostowanym chlebkiem pp), lub bagietką (do tostera, a później nacieram czosnkiem i skrapiam oliwą), albo z ryżem na sypko, soczewicą, ciecierzycą, makaronem czy kaszą.
Ale najlepsze z tostowaną ciabattą :)

Ratatujka bez marchewki pasuje do MM
 Jako posiłek tłuszczowy - jemy bez chleba pp, makaronu, ryżu itp.
Jako posiłek węglowodanowy - do gotowania nie używamy tłuszczu - ale za to możemy ją zjeść
z pełnoziarnistym ryżem, chlebem pp, makaronem, cieciezycą, soczewicą, itp. 

Składniki:
2-3 małe marchewki
1 cukinia
1 mały bakłażan
1 papryka (kolor dowolny)
kilka liści kapusty pekińskiej
20 dag fasolki (użyłam kilka strąków takiej szerokiej, płaskiej)
20 dag malutkich pieczarek
1 cebula
2-3 ząbki czosnku
mała puszka pomidorów (w sezonie kilka świeżych, bez skórki)
1-2 liście laurowe, 2-3 kulki ziela angielskiego, zioła prowansalskie
sól, pieprz
1 łyżka posiekanej natki pietruszki lub kolendry

Do smaku, jeśli stwierdzimy, że trzeba:
koncentrat pomidorowy, sok z cytryny, fruktoza (lub cukier)


Sposób wykonania:
Cebulę i czosnek posiekać. Marchewki obrać i pokroić w plasterki. Cukinię umyć i obrać obieraczką (co drugi "pasek"). Pokroić w ćwierćplasterki. Bakłażana umyć i pokroić w kostkę (ze skórką). Fasolkę pokroić na ok. 4 cm kawałki. Kapustę posiekać niezbyt drobno. Paprykę pokroić w paski.
Pieczarki (jeśli są malutkie, to w całości, jeśli większe, pokroić w plasterki) podsmażyć na suchej patelni. Najlepiej od razu smażyć warzywa w głębokiej patelni lub rondlu, w którym będziemy gotować potrawę.
Kiedy pieczarki puszczą sok, trzeba go odparować. Po odparowaniu, dolać łyżkę oleju, dorzucić cebulę, czosnek, fasolkę i marchewkę. Cały czas mieszać.
Po 2-3 min dodać resztę warzyw i ponownie, krótko, wszystko razem podsmażyć. Dodać pomidory, liście laurowe, ziele angielskie, sól, pieprz i szczyptę fruktozy. Dolać tyle wody, żeby zakryła warzywa. Przykryć i dusić do miękkości warzyw. Płynu powinno zostać tyle, żeby ratatujka bardziej przypominała potrawkę, niż zupę.
Pod koniec gotowania trzeba dodać kapustę (jeśli tak, jak ja lubisz, żeby nie była rozgotowana). "Dosmaczyć", jeśli to konieczne i posypać natką lub kolendrą.

sobota, 26 lutego 2011

Marokańskie kofty z pikantnym sosem pomidorowym





Kolejna propozycja z kuchni arabskiej, tym razem rodem z Maroka :)
Z braku jagnięciny uzyłam wołowiny, jednak jeżeli kiedyś będę miała dostęp do jagnięciny, na pewno zrobię je ponownie. Podejrzewam, że to właśnie jagnięcina i mięta nadają im specyficzny, typowy dla krajów arabskich, smak.

Te małe kotleciki na patyczkach robi się bardzo szybko. Przygotowanie trwa ok. 15 min, a gotowanie i smażenie drugie tyle.
Jeżeli zaplanujemy, by zrobić je na imprezę, a gwarantuję, że będą się cieszyć dużym wzięciem, można przygotować je wcześniej. Gotowe kofty (surowe) można też zamrozić.

A, jeszcze jedno - sos jest OBŁĘDNY :) Kofty wydawały mi się mało soczyste (wiadomo, chuda wołowina...), ale z tym sosem i jogurtem... no po prostu wymiękłam!
Poza tym zniknęły, zanim posypałam je orzeszkami ;)

Nie mogłam się powstrzymać przed czrno-białym zdjęciem ;)

Danie zgłaszam do akcji Festiwal kuchni arabskiej
i do akcji Z widelcem po Azji

Gotowałysmy znów w naszym stałym, wirtualnym stadku z MalwinnąShinu, Maggie i Eve
Dzięki dziewczyny :))))


Ps. Gdyby ktoś był zainteresowany...
Ta wersja koft, którą dziś robiłam, jest dietetyczna. Nadaje się dla każdego, kto zwraca uwagę na to, co wrzuca do żołądka.
Oczywiście pasuje również do MM metody montignac - oczywiście bez chlebka pita, czy kuskusu, ale z dużą porcja warzyw.
W jednej porcji (2 szt) jest 316 kcal, 27g białka,  8g węglowodanów, 20 g tłuszczu (jagnięcina), 4g (chuda wołowina), 2g błonnika


Składniki:
4 porcje

500g mielonej jagnięciny (użyłam chudej wołowiny)
1 mała, czerwona, posiekana cebula
1 łyżeczka mielonej kolendry
1 łyżka posiekanej mięty (użyłam suszonej i świeżej pół na pół)

Sos:
1 łyżka oliwy 

1 posiekany ząbek czosnku
2 x 400g puszka  siekanych pomidorów
1-2 łyżeczki harissy
1 łyżeczki cukru

Dodatkowo:
200g greckiego jogurtu
2 łyżki prażonych orzeszków pinii

Sposób przygotowania:

Namocz w wodzie, przez 20 min,8 patyczków do szaszłyków.
Wymieszaj w misce mięso z cebulą, miętą, kolendrą i przyprawami. Uformuj 8 kiełbasek, 10 cm długości, a następnie przez środek każdej przebij patyk do szaszłyka.
Przygotuj sos. Rozgrzej olej na patelni, dodaj czosnek i krótko podsmaż. Dodaj pomidory, harissę, cukier i przyprawy. Smaż bez przykrycia ok. 15-20 min, aż sos nie zgęstnieje.
Grilluj kofty (np. na patelni grillowej) przez 6-8 min (ja przed smażeniem posmarowałam je oliwą), odwracając, dopóki się ładnie nie przyrumienią. Uważaj, łatwo je przypalić.
Na ciepły talerz nałóż łyżkę sosu, skrop jogurtem i połóż na to koftę. Posyp orzeszkami i podawaj z chlebkiem pita lub kuskusem.

Sambousek - libańskie, pieczone pierogi


Miałam je wam pokazać wczoraj, ale niestety, wczorajsze zdjęcia, to kompletna klapa - wszystkie jakieś takie... zielone i bez sensu.
Musiałam użyć podstępu i schować kilka przed chłopakami, żeby je dzisiaj "sfocić", bo w przeciwnym razie wogóle nie było by zdjęć :)

Przepis pochodzi ze strony Arabic food. Nigdy ich jeszcze nie robiłam, mogłabym więc powiedzieć, że to była moja premiera :) Jednak niewiele się różnią od polskich, drożdżowych pierogów, czy kapuśniaczków, które robiłam parę razy w życiu, więc z tą premierą, to też tak... nie do końca ;)

Żeby było po mojemu, użyłam mąki pełnoziarnistej i zmniejszyłam ilość tłuszczu. Dzięki temu pasują teraz do MM (II faza lub koniec I).
Ilość składników zwiększyłam o połowę (przewidziałam, że nam posmakują), dlatego wyszło mi 26 dużych pierogów (wycinałam je filiżanką o średnicy ok. 12 cm).
Do farszu dodałam uprażone na suchej patelni, posiekane orzeszki ziemne.
Zrobiłam też sos jogurtowo-miętowy, który tak z nimi współgrał, jakby od zawsze był w komplecie :) 
Po upieczeniu są chrupiące na zewnątrz i mięciutkie w środku. Po kilku godzinach stają się miękkie.



Pierożki zgłaszam jednocześnie do trzech akcji:
Festiwal kuchni arabskiej, Panny Malwinny,
Lutowego wyzwania Pierogarni, organizowanego przez Usagę,
oraz do akcji Ireny i Andrzeja, Z widelcem po Azji


Składniki na ciasto:
w nawiasach moje modyfikacje

420 g mąki pszennej (dałam orkiszową, pełnoziarnistą)
1 łyżki cukru (u mnie 1 łyżeczka fruktozy)
1,5 łyżeczki soli (1 łyżeczka)
4 łyżki oleju roślinnego (1 łyżka)
1 łyżka drożdży rozpuszczonych w 4 łyżkach ciepłej wody
185 ml wody

Farsz:
250 g mielonego kurczaka
2 łyżki oleju roślinnego
ok. 100g cebuli (1 średnia)drobno posiekanej
ok. 100g (pół małej) posiekanej drobno cukinii 
ok. 100g zielonej papryki (1 mała), drobno posiekanej
ok. 70g posiekanego bakłażana (pół małego) - pominęłam
ok. 150g pomidora (1 średni), wypestkowanego i posiekanego
1 łyżka pasty pomidorowej
2 kostki bulionowe (jagnięcina, wołowina, kurczak) - pominęłam 
2 łyżki uprażonych orzeszków piniowych (ziemne)
1/4 łyżeczki świeżo zmielonego, czarnego pieprzu
1/2 łyżeczki przyprawy arabskiej "Siedem przypraw" (pieprz, kardamon, cynamon, goździki, kolendra, kumin, gałka muszkatołowa, papryka)

Sposób przygotowania farszu:

Mięso podsmażyć z warzywami, przyprawami i pastą pomidorową. Dodać prażone orzeszki, wymieszać, ostudzić.

Sposób przygotowania ciasta:

Mąkę, cukier i sól wymieszać w misce. Dodać olej i rozetrzeć do uzyskania kruszonki. Wymieszać z drożdżami rozpuszczonymi w ciepłej wodzie, a następnie stopniowo dolewać wodę i zagniatać, aż do uzyskania gładkiego ciasta. Przykryć ściereczką i zostawić na 30 minut.

Po tym czasie ciasto ponownie, krótko wyrobić i rozwałkować na grubość około 3 mm. Szklanką wycinać kółka, na każdym ułożyć farsz i dokładnie skleić brzegi.
Pierożki ułożyć na natłuszczonej blasze, w odstępach około 1 cm i odstawić w ciepłe miejsce, na około 30 minut, żeby ciasto zaczęło rosnąć.

Jeśli zdecydujemy się na pierożki pieczone, piekarnik rozgrzać do temperatury 250°C, włożyć blachę z pierożkami i piec przez 13-15 minut, lub do momentu aż się zezłocą. Podawać gorące.

Jeśli zdecydujemy się na pierożki smażone w tłuszczu, należy rozgrzać olej w głębokim naczyniu, do temperatury około 190°C. Wrzucać pierożki partiami i smażyć do momentu aż się zrumienią.

piątek, 25 lutego 2011

Buły, jak kamienie i puszyste pierożki :)

Nie wiem, czy pamiętacie, jak pisałam o chlebie, który nie wyrósł? I o tym, jak go przerobiłam na bułki??? No przerobiłam, bo chciałam mu dać ostatnią szansę, której, nota bene, nie wykorzystał. Po przerobieniu na buły nadal nie miał ochoty się dźwignąć. Mimo wszystko upiekłam toto i okazało się zjadliwe, pomimo tego, że bardzo zbite. Ale skórka wyszła fajna, chrupiąca, więc sobie pomyślałam, że do końca tygodnia jakoś je "zmęczę" jedząc na śniadanie.
Wczoraj, kiedy wyszłam do pracy, mój synuś postanowił zrobić sobie kanapki. Nikogo nie ostrzegałam, że buły są jadalne tylko dla zaprawionej w bojach matki, więc sobie dziecię zrobiło kanapeczkę. Ze skutkiem wiadomym. Wracam z pracy i słyszę: Nie gniewaj się mamuś, ale to chyba najgorsze bułki, jakie kiedykolwiek upiekłaś...
Myślałam, że padnę ze śmiechu :-D A on był taki zmartwiony, że musi mi tę złą wiadomość przekazać :-D
Powiedziałam, że to z tego chleba, co mi nie wyrósł i że te bułki nie są do jedzenia. A on na to (przerażony): ale nic mi się nie stanie??? Zjadłem całą...
O rany... :-D Musze się chyba postarać o specjalny, pojemnik na nieudane wypieki - najlepiej z napisem: NIE TYKAĆ!

Za to ciasto na pierożki Sambousek do akcji Pierogarni wyrosło mi cudnie, pomimo tego, że postanowiłam zrobić je z pełnoziarnistej mąki. Wynagrodziło mi ten nieudany chleb :)
No, jeszcze może być różnie, bo jestem w trakcie "produkcji", ale zakładam optymistycznie, że wszystko mi się uda, pomimo tego, że nigdy takich pierogasów nie robiłam :)

W każdym razie, trzymanie kciuków mile widziane :)

czwartek, 24 lutego 2011

Najlepszy dietetyczny pasztet


Zawsze się buntowałam, kiedy ktoś mówił, że jeżeli pasztet ma być dobry, to musi być tłusty. "Alergię" na tłuszcz przejawiam od wczesnego dzieciństwa. Pieczołowicie obierałam, nawet z niewidzialnego tłuszczu ;) każdy plasterek szynki. A z kiełbasy robiłam sitko, wydłubując wszystkie "oczka". Tłusty boczek jadłam dwa razy w życiu, pierwszy i ostatni ;) Zebym zjadła skórkę z kurczaka, musiałaby sama stać ;)
Zawsze z fascynacją, pomieszaną z podziwem, patrzyłam na brata, który zajadał się szynką z kołnierzykiem tłuszczczu, albo kanapkami z wędzoną słoniną, czy boczkiem, posmarowanymi musztardą. Ponoć pyszne - wierzę na słowo ;) 

Tak się teraz zastanawiam, co jest dla mnie "najtłustszym" koszmarem...
Chyba widok osoby jedzącej golonkę z calym tym tłuszczem i skórą...
Co czuje? Myślę, że szczękościsk, to najłagodniejszy objaw :D

Za to bardzo lubię pasztety. I właśnie to, że tak je lubię, skłoniło mnie do eksperymentowania w tej materii. Metodą prób i błędów doszłam do przepisu na swój pasztet "bazowy", czyli mój ideał: pasztet który jest zwarty, wilgotny, aromatyczny i przede wszystkim nie jest tłusty. 

A przedwczoraj "poczyniłam" kolejny - tym razem z dużą ilością pieczarek.


mogą go jeść MM-ki i Dukanki ;)

A jesli chcielibyscie sprobowac czegos innego, bardziej kolorowego, zapraszam na moj niecodzienny pasztet (klik).

Składniki:

1 nieduży udziec indyczy (ok. 60 dag)
1 duży filet z kurczaka (ok. 50 dag), lub odpowiednia ilość udek
ok. 25 dag wołowiny z kością (antrykot, rostbef ewentualnie pręga)
pół kilo wątróbek z kurczaka
30 dag innej wątróbki (np. wieprzowej)
60 dag pieczarek
2 jajka
4 duże marchwie
2 duże pietruszki
biała część dużego pora
pół selera
kilka przeciśniętych przez praskę ząbków czosnku (jeden odłożyć)
duża, posiekana cebula
dużo ziół (tymianek, prowansalskie, rozmaryn, bazylia)
szklanka mieszanych otrąb (lub bułki bezglutenowej)

Sposób przygotowania:
Mięso indyka pozbawić skóry i tłuszczu. Jeżeli używamy udek z kurczaka, też należy je pozbawić skóry. Ugotować wszystkie rodzaje mięsa razem z warzywami (jeśli macie szybkowar, to polecam) z niewielką ilością płynu, z solą, pieprzem, liśćmi laurowymi i zielem angielskim.
Ostudzić i obrać mięso, zachowując wywar.

Pieczarki umyć, pokroić (w jakikolwiek sposób), podsmażyć aż do wyparowania płynu, ostudzić.
Wątróbki wymoczyć, wykroić błonki i lekko obsmażyć z cebulą i czosnkiem. Przestudzić.

Mięso, warzywa, wątróbki i pieczarki zmielić w maszynce do mielenia mięsa. Dodać roztrzepane jajka, otręby, odłożony czosnek i przyprawy. Bardzo dobrze wymieszać, w miarę potrzeby dolewając wywar z mięsa (tym razem dodałam ok. szklanki).


Naczynie żaroodporne wysmarować masłem (lub wyłożyć papierem do pieczenia). Na dnie ułożyć kilka listków laurowych. Na to wyłożyć mielone mięso, dokładnie docisnąć i wyrównać powierzchnię mokra dłonią.

Piec w piekarniku nagrzanym do 220oC przez 1 - 1.20 godz.





Moje uwagi:
  • zwykle piekę jeden pasztet - z połowy masy - a pozostałą część zamrażam.
  • pasztet po wmieszaniu powinien nie być zbyt ścisły (coś, jak ciasto na placki ziemniaczane, tylko zdecydowanie gęściejsze).
  • zawsze wstawiam do piekarnika naczynie z wodą, dzięki czemu po upieczeniu pasztet nie jest suchy.

środa, 23 lutego 2011

Kurczaki w czapkach, czyli piersi kurczaka z farszem, zapiekane z serem

Kurka w czapce
Dzień mi się zaczął pechowo... Chleb, który miał wyrosnąć nocą, ani drgnął. Dlaczego? Pojęcia nie mam - pierwszy raz przydarzyło mi się coś takiego... W pierwszym odruchu chciałam toto piżgnąć do kosza, ale w końcu wywaliłam z blaszki na stół, żeby jeszcze raz zagnieść.
Okazało się, że w środku jest MNÓSTWO powietrza, więc na pewno chleb pracował. Tylko dlaczego nie urósł??? Zagniotłam raz jeszcze i uformowałam bułki. Prawie wcale nie urosły, ale i tak je upiekłam. Teraz się studzą. Ciekawa jestem, czy będą się nadawały do jedzenia...

Przed południem, mimo całej mojej niechęci do wychodzenia z domu (za oknem minus siedemnaście), opuściłam moje zacisze, żeby odebrać 'dziecia' ze szkoły. Na rozgrzewkę zafundowałam sobie skrobanie samochodowych szyb, bez rękawiczek... Rękawiczki postanowiły nie wychodzić dzisiaj z domu ;) 
A kiedy jechałam, trzymając lodowatą kierownicę dwoma zamarzniętymi palcami (z drugą ręką tam, gdzie najcieplej, czyli między udami :) i czekałam, aż się siedzenie podgrzeje i tyłek mi odmarznie, wymyśliłam sobie to danie.

Chodziło mi dziś po głowie coś dobrego, rozgrzewającego i sycącego. Coś  w sam raz na mroźne popołudnie. Najlepiej coś z kurczaka, bo kurze piersi zawsze mam w zamrażarce.
No i powstały Kurki w czapkach - przepyszne, delikatne kotleciki z piersi kurczaka, z grzybowo-paprykowo-szpinakowym farszem, w serowej czapce w sam raz na taki mróz :)

To danie było dla mnie miłą niespodzianką, ponieważ kiedy zrobiłam farsz, okazało się, że sam w sobie jest rewelacyjny. A ponieważ rano ugotowałam soczewicę z ciecierzycą, z przeznaczeniem na zupę, postanowiłam zmieszać część farszu i "ziarenek" i odłożyć na kolację.
Myślę, że super by pasował także do makaronu, ryżu, kaszy, czy po prostu do zwykłej pajdy dobrego chlebka.
Oczywiscie już to jadłam - fantastyczna rzecz :)

Moi chłopcy zjedli wszystko, plus dokładki i pewnie zjedli by jeszcze, gdybym nie zastrzegła, że jutro nie stoję przy garach i COŚ musi zostać :D



Składniki piersi kurczaka z farszem, zapiekanych z serem:


1 kg filetów z kurczaka (2 duże, podwójne piersi)
sól, pieprz, słodka papryka w proszku
olej do smażenia

Farsz do kurczaka:

60 dag niedużych pieczarek
ok. 30 dag boczniaków
po 1/3 zielonej, czerwonej i żółtej papryki
duża garść szpinaku (może być mrożony, ale koniecznie ten w listkach)
2 cebule
2-3 ząbki czosnku
sól, pieprz
opcjonalnie: odrobina masła
tarty, żółty ser


Sos z jogurtu, serka homogenizowanego i ketchupu:


/dla MM-ek bez cukru, ze szczyptą fruktozy/

czubata łyżka serka homogenizowanego
czubata łyżka przecieru pomidorowego
kilka łyżek jogurtu naturalnego
szczypta cukru, pieprz
(nie potrzeba soli, ponieważ przecier jest bardzo słony)



Jak zrobić piersi z kurczaka z farszem, zapiekane z serem?


Pieczarki umyć i pokroić w plasterki. Cebulę obrać i pokroić w ćwierćplasterki. Boczniaki umyć i pokroić w niezbyt długie paseczki. Grzyby posolić, popieprzyć i podsmażyć, aż odparuje płyn. Wtedy wlać na patelnię łyżkę oleju, dodać cebulę i posiekany czosnek i wszystko krótko przesmażyć. Na koniec dodać posiekaną w paski paprykę. Smażyć razem 1-2 minuty. Doprawić solą i pieprzem. Wrzucić szpinak, zamieszać. Można dodać łyżeczkę masła, jeszcze chwilę podsmażyć i zdjąć z ognia.

Mięso oczyścić z błonek i tłuszczu i każdą połówkę fileta przekroić na 3 części. Mięso lekko rozbić, nadając mu podczas rozbijania kształt owalnych kotletów (trzeba cienko rozbijać nierówne brzegi i podwijać je na wierzch "przyklepując" tłuczkiem).
Posypać kotlety solą, papryką i pieprzem. Krótko, na dużym ogniu, obsmażyć z obu stron na odrobinie oleju. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia lub folią aluminiową - tak, żeby kotlety się nie stykały.
Na każdym kotlecie położyć warstwę farszu, na to po dużej łyżce sosu, a na koniec sporo utartego, żółtego sera.

Zapiec krótko w bardzo gorącym piekarniku, aż ser się rozpuści.

Moje uwagi:

  • mięso radzę smażyć krótko, na dużym ogniu i zdejmować z patelni, kiedy jeszcze jest różowe w środku. Po zapieczeniu w piekarniku będzie akurat - mięciutkie i soczyste
  • można kotlety zapiekać w mikrofali, ok. 1 - 1.5 min, moc 850W, aż do rozpuszczenia sera (i tak właśnie zrobiłam, bo w piekarniku miałam buły ;)

Kolorowa sałata z ogórkiem :)


Sałata bardzo często gości na naszym stole, ponieważ wszyscy kochamy sałaty.
Mieszanie sałat jest dla mnie, jak układanie bukietu kwiatów. Kocham te - przeróżne w kształcie, kolorze i fakturze - listki, z błyszczącą glazurą sosu.
Kiedy wybieram się do sklepu, to zawsze kupuję wszystkie gatunki sałat, jakie uda mi sie dostać. Kiedyś jeździłam po nie do Lidla, bo to był jedyny sklep, w którym mogłam kupić, uwielbianą przeze mnie, rukolę. Jestem prawdziwą rukolo-maniaczką, zakochaną w orzechowym smaku tych małych, ślicznych listków - tak samo, jak w pomidorach.

Teraz bliżej mi do "Piotra i Pawła", w którym mogę dostać to samo (świeży "bejbi" szpinak, roszponkę, sałatę dębolistną, lodową i cykorię w dwóch kolorach) a dodatkowo sałatę rzymską (która stoi na drugim miejscu w mojej prywatnej hierarchii sałat.

Jestem do tego stopnia zwariowana, że potrafię przywozić z zagranicy to, czego u nas nie moge dostać. Radicchio i pierzastą endywię przywoziłam z Włoch czy Francji już kilka razy. Polecam :) Świetnie się przechowuje - w lodówce może leżeć nawet kilka tygodni. W miarę potrzeb oskubuję ją z pojedyńczych liści, a główki przechowuje w ponakłuwanym woreczku foliowym.

Dodatki zmieniam, w zależności od nastroju i zawartości lodówki. Latem uwielbim sałatę z różnymi gatunkami pomidorów (uwielbiam żółte i małe, ciemnoczerwone, z zielonymi paskami). Jednak traz mogę sobie tylko o niej pomarzyć...

Zmieniam też składniki sosu, jednak moi mężczyźni najbardziej lubią mój podstawowy winegret, lekko słodki od miodu i pikantny od musztardy.


Dzisiaj prosty mix, bo tylko trzy rodzaje sałaty i ogórek :)

Składniki:

kilka lisci sałaty rzymskiej
kilka liści sałaty lodowej
3 listki radicchio
pół długiego ogórka wężowego

Sos:
mój podstawowy winegret, patrz tutaj.

Sposób przygotowania:
Sałatę umyć i dokładnie osuszyć. Pokroić lub porozrywać listki w palcach. Ogórka wyszorować i pokroić w plasterki (u mnie ogórek poszatkowany ozdobnie, na takiej sprytnej tarce ;)
Przygotować sos. Przed samym podaniem wymieszać sałatę z ogórkiem i sosem.

Smacznego :)

wtorek, 22 lutego 2011

Mleczny chleb na zakwasie


Kiepsko się dzisiaj czuję i prawie cały dzień spędziłam w łóżku, chociaż... w zasadzie powinnam napisać, w domu, a nie w łóżku. Wiecie, jak to jest, prawda? Rano plany miałam jasne i klarowne: piżamka, duży kubek herbaty i... książka, laptop, telewizor :) Jednak, jak to w życiu bywa, zrealizowałam z tego może z 5%
Cały dzień nadrabiam domowe zaległości, a przy okazji obrobiłam fotki i dzieki temu zaległe przepisy mają szansę pojawić się na blogu. To jest pozytywna strona chorowania :)

Zamierzam teraz pokazać wam chleb, który piekłam w ubiegłym tygodniu. To mój pierwszy pieczony bez foremki, "wyrastany" w koszyku i jestem z niego dumna :)
Niestety zapomniałam go naciąć, więc popękał malowniczo, ale doszłam do wniosku, że jest uroczy taki popękany, jak wyschnięta ziemia. Bardzo mi się podoba taki, jaki jest, chociaż pewnie wytrawne piekareczki pokręciły by nad nim głową ;)
Oczywiście nie ma już po nim śladu, ale ponieważ zamierzam go piec jeszcze nie raz, więc przepis tutaj się przyda.

W zasadzie, to uświadomiłam sobie, że jeszcze dzisiaj czeka mnie pieczenie... Wczoraj wyjęłam zakwas z lodówki i dostał jeść, więc chciał nie chciał, muszę jakiś chlebek popełnić.


Przepis jest zgodny z MM i pochodzi z Forum Zuzla


Składniki:
na 1 bochenek ok. 1kg

1 szklanka zakwasu żytniego
1 szklanka mleka
1 łyżka oliwy
1 płaska łyżka fruktozy
1.5 łyżeczki soli
3.5 szklanki mąki 1850 orkiszowej lub pszennej
1 czubata łyżeczka suszonych drożdży

Wymieszać mleko, zakwas i drożdże, dodać resztę składników. Zagnieść dość zbite, ale klejące się ciasto. Zostawić w misce pod przykryciem na 1-2 godz. aż mocno urośnie. Odgazować, uformować podłużny bochenek (można piec w keksówce), odstawić do wyrośnięcia na około 1 h, aż prawie podwoi objętość. Wstawić do piekranika nagrzanego do 230oC, zmniejszyć do 190oC, piec 30-35 min.


Chlebek przed pieczeniem



Ja po wstępnym wyrastaniu i odgazowaniu uformowałam bochenek, włożyłam go do koszyka wyłożonego ściereczką, obsypaną otrębami i odstawiłam do ponownego wyrośnięcia (trwało to ok. 2 godzin). Po tym czasie wyłożyłam chleb na gorącą blachę i piekłam wg. instrkcji. Dodatkowo spryskiwałam piekarnik i chlebek wodą, żeby chleb był wilgotny i miał chrupiąca skórkę.



Moje uwagi:
  • Chlebek wyszedł mi calkiem inny, niż chleby na zakwasie, które dotychczas piekłam. Jest miękki, a w zasadzie kruchy. Jadłam go przez kilka dni, i naprawdę długo był świeży :)

Orientalna surówka z pekinki


Ostatnio, pod wpływem nagłej ochoty na "cosia" o zdecydowanym smaku, wymyśliłam sobie taką orientalną surówkę. Uwielbiam chińską kuchnię i ochota na coś chińskiego (niekoniecznie zgodnego z jakąś konkretną recepturą) nachodzi mnie dość często. Tę surówkę robiłam już kilka razy. Jest naprawdę smaczna, pasuje do delikatnych w smaku ryb i mięsa.
Ostatecznie powstały dwie wersje.

Składniki:
wersja I

- kilka (6-7) liści kapusty pekińskiej
- pół ogórka wężowego
- pół czerwonej papryki
- pół białejej cebuli
- 1 łyżka białych nasion sezamu

Sos:
- 2 łyżki oleju rzepakowego
- pół łyżeczki oleju sezamowego
- 1 łyżka białego octu winnego
- sól, pieprz
- pół utartego ząbka czosnku
- szczypta cukru



 Składniki:
wersja II

- kilka liści kapusty pekińskiej
- pół ogórka wężowego
- pół czerwonej papryki
- pół średniej marchewki
- pół czerwonej cebuli
- kawałek (wielkości połowy kciuka) imbiru
- opcjonalnie świeża papryczka chilli, lub chilli w płatkach
- posiekana dymka
- 1 łyżka uprażonych na suchej patelni, pokruszonych orzechów ziemnych

Sos:
- 2 łyżki oleju lnianego
- pół łyżeczki oleju sezamowego
- 1 łyżka octu ryżowego
- jasny sos sojowy Kikkoman do smaku
- szczypta cukru
- odrobina utartego czosnku

Przepis pasuje do MM (bez sezamu i cukru), do posiłku tłuszczowego.

Wykonanie:
Kapustę bardzo drobno poszatkować. Cebulę obrać i pokroić w piórka. Ogórek obrać i pokroić wzdłuż na plasterki, a następnie w poprzek, w "zapałki". Marchewkę obrać i pokroić na cienkie plasterki (ukośnie), a następnie plasterki w "zapałki". Paprykę pokroić w podobne paseczki, jak ogórek i marchewka. Chilli pozbawić pestek i drobniutko posiekać. Imbir obrać, pokroić w cienkie plasterki, a następnie w drobniutkie paseczki.
Sos dobrze wymieszać w shakerze do sosów lub np. w słoiczku, polać nim sałatkę i dobrze wymieszać.
Odstawić sałatkę do lodówki na ok. 15 min.
Przed podaniem posypać sezamem i siekaną dymką.

Moje uwagi:
  • jeżeli nie lubisz świeżego imbiru (który ja ubóstwiam :)) możesz go pominąć, lub zmniejszyć jego ilość w sałatce. Ja bardzo lubię, kiedy jest wyczuwalny i chrupie podczas jedzenia.
  • możesz pominąć też chilli, jednak to ona, imbir i olej sezamowy nadają tej surówce ten orientalny charakter.

Linguine z sosem z bakłażana i pomidorów


Kilka dni temu próbowałam zrobić coś, co by się nadawało na I faze MM, dla bardzo spragnionego węglowodanów organizmu :) Jednocześnie musiało to być coś, czego dzieci nie oprotestują. Wyszła bardzo dobra pasta, która - na ciepło, w formie sosu - świetnie pasowała do makaronu, a na zimno była rewelacyjna na kanapkę z domowego, żytniego chleba. Takie "wash and go - dwa w jednym" mi wyszło :) No i miało być  rukolą, ale o niej zapomniałam :) Jednak nawet bez "zielonego" było bardzo dobre.

Składniki:
dla 4-5 osób

paczka makaronu linguine (płaskie spaghetti)
2 puszki krojonych pomidorów
2 szalotki (lub jedna, czerwona cebula)
4 ząbki czosnku
średni bakłażan
sól, pieprz, zioła prowansalskie, fruktoza do smaku 
siekana natka pietruszki lub bazylia
opcjonalnie, nie dla MM-ek: oliwa i tarty parmezan lub inny ser


Sposób przygotowania:

Bakłażana dobrze umyć i obrać ze skórki. Pokroić wzdłuż, na cienkie plastry (ok. pół centymetra). Opiec go na patelni grillowej lub pod grillem w piekarniku.
Skórki obgotować dodając do nich trochę soli z ziół prowansalskich. Kiedy bakłażan zrumieni się z obu stron, zalać go wywarem z bakłażanowych skórek. Jeśli był opiekany na patelni grillowej, to wywarem zalać bakłażana na patelni. Po kilku minutach wyjąć plastry bakłażana i drobno posiekać. W rondlu lub głębokiej patelni zrumienić cebulkę i czosnek, dodać pomidory, bakłażana i wywar. Doprawić solą i pieprzem (ewentualnie jakąś "zdrową" przyprawą warzywną) i gotować, aż warzywa się rozpadną, a sos samoistnie zagęści. Dodać zioła suszone i świeże, ewentualnie trochę fruktozy.
Makaron ugotować (ja gotuję 8 min, mimo że na opakowaniu piszą, żeby gotowac 10-12 min), odcedzić i połączyć z sosem.

Moje uwagi:

  • potrawę tę można łatwo dostosować dla domowników nie będących na MM. Wystarczy plastry bakłażana przed opiekaniem posmarować oliwą. Makaon po ugotowaniu również można wymieszać z oliwą, a podaniem posypać całe danie parmezanem.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Bułeczki z budyniem fikuśnie formowane ;)


Ostatnia już, trzecia, odsłona porównywania trzech przepisów na słodkie bułeczki drożdżowe.
Tutaj jest część pierwsza - pyszne jagodzianki, a tutaj część druga - drożdżówki z jagodami i budyniem.
Teraz kolej na przepis na ciasto "bułeczkowe" z mojego zeszytu. Przepis wypróbowany przeze mnie wielokrotnie, dający w finale 16 przepysznych, niedużych bułeczek, które zazwyczaj robię z jagodami. Jedyna nowość - sposób formowania, ponieważ pokusiłam się o uformowanie bułeczek, podpatrzonym u BeatySz sposobem. Kiedy je zobaczylam, wiedziałam, że musze je zrobić, mimo że raczej nie jest to sposób dla poczatkujących "piekarek" ;)
Dla przypieczętowania koalicji wszystkich trzech przepisów, ostatnie bułeczki posypałam kruszonką, podpatrzoną u "Kubełka smakowego" :)


Te bułeczki też pięknie mi wyrosły. Są rumiane, puszyste i wilgotne, maja ładny kolor - słowem, są takie, jak powinny być :)
Pamiętajcie, żeby wstawić do piekarnika (na sam dół) blaszkę z wodą i dodatkowo spryskiwać nią bułki.


Składniki:
16-18 sztuk

3 szklanki mieszanej mąki (krupczatki i tortowej)
5 dag drożdży instant (zawsze daję paczuszkę 7g)
1 niepełna szklanka ciepłego mleka
1 szklanka cukru
1 paczka cukru wanilinowego (dodaję łyżkę ekstraktu wanilii)
3 jaja (w temp. pokojowej)
1/2 roztopionego masła (100g)
szczypta soli

Nadzienie oryginalne:
1/2 kg świeżych jagód
1 szklanka cukru

Nadzienie budyniowe (to, które wykorzystałam wczoraj):
ugotować budyń śmietankowy z cukrem, ale zmniejszyć ilość mleka do 400 ml; ostudzić.

Sposób przygotowania:
Drożdże rozprowadzić niewielką ilością ciepłego mleka, dodać po łyżeczce cukru i mąki i odstawić do wyrośnięcia.
Jajka (całe) ubić z cukrem i szczyptą soli. Mąkę przesiać do miski, dodać ubite jajka, zaczyn i mleko (proponuję dodawać je stopniowo). Początkowo wyrabiać ciasto drewnianą łyżką. Na koniec dodać masło, wymieszać i krótko zarobić rękoma. Ciasto powinno być miękkie i elastyczne. Uformować je w kulę i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia - do momentu aż podwoi swoją objętość (tym razem trwało to u mnie ok. 1.5 godz. - miska stała w pobliżu kaloryfera).

Po tym czasie ciasto odgazować, ponownie zagnieść, formując rulon. Podzielić go na pół, każdą połowę na pół i znowu każdą część na 4. Tym sposobem otrzymamy 16 bułeczek.
Przepis nakazuje rozwałkować ciasto na grubość 0.5 cm i podzielić na kwadraty.

Ja zawsze z kawałka ciasta robię kulkę, rozpłaszczam ją i lekko rozwałkowuję nie podsypując mąką (!). Nakładam nadzienie i bardzo dokładnie zlepiam, tak, jak bułeczki chińskie, czyli robiąc małe zakładki i w ten sposób zbierając ciasto "w jeden punkt". Jest to bardzo ważne w przypadku jagodzianek. Warto się trochę natrudzić, żeby farsz nie wypłynął.
Później jeszcze dodatkowo wygładzam spód i, już w dłoniach, formuję zgrabną bułeczkę.
  
Bułeczki układać na blasze w sporych odstępach i odstawić, pod przykryciem, do wyrośnięcia (ok. 15-20 min). Piec w temp. 200 - 250oC.
Po wystudzeniu posypać cukrem pudrem lub polukrować.

Jak pisałam, tym razem upiekłam bułeczki z budyniem. Poniżej pokazuję, jak je uformowć.

1. Rozwałkować kawałek ciasta na owalny placuszek, nałożyć nadzienie i naciąć ciasto po obu stronach nadzienia.

 

2. Unieść prawy skraj ciasta, przełożyć go przez nacięcie z lewej strony i zawinąć pod spód. Lewy skraj ciasta przełożyć górą, nad nadzieniem i podwinąć z prawej strony, pod spód.



3. Gotowe bułeczki przed pieczeniem.

Drożdżówki z jagodami i budyniem


Porównania bułeczek drożdżowych część druga :)

Następne, tak jak obiecałam, Drożdżówki z bloga Kubełek smakowy.
Przepis kopiuję z w/w strony (z moimi, naprawdę malutkimi, zmianami).



Drożdżówki z owocami (u mnie: z jagodami i budyniem)
źródło: DOBRE RADY "Przyślij przepis" 09/2008


Składniki:
na 20 bułeczek


Ciasto:
5 jajek (oddzielnie białka i żółtka)
1 kg mąki + trochę do podsypania
1 kostka margaryny (ZAWSZE daję masło)
1 szklanka cukru
1 opakowanie cukru wanilinowego
2 szklanki mleka (zdecydowanie polecam 1/2 szklanki mleka)
100 g drożdży

Nadzienie:
czekolada, dżem, truskawki, budyń, ser zmieszany z żółtkiem i cukrem - do wyboru.

Kruszonka:
1/2 szklanki mąki
3 łyżki masła
3 łyżki cukru

Wykonanie:
Zaczyn:
drożdże rozkruszyć, zalać letnim mlekiem, dodać po 2 łyżki cukru i mąki, dokładnie rozmieszać, odstawić do wyrośnięcia na 10-15 minut.

Masło rozpuścić, odstawić do wystudzenia. Żółtka utrzeć z cukrami (zawsze należy ucierać do uzyskania białego koloru masy), z białek ubić pianę, dodając szczyptę soli. Wsypać resztę mąki do miski z rozczynem, dodać ostudzone masło, ubitą pianę z białek i utarte żółtka. Wymieszać.
Ciasto zarobić rękami - zazwyczaj nie ma potrzeby dodawania więcej mąki (nie powinno być zbyt zbite). Odstawić do wyrośnięcia na ok 40-60 minut.
Po tym czasie ciasto odgazować, krótko zarobić i podzielić na 4 części. Każdą z nich z kolei na 5 (w ten sposób otrzymamy 20 sporych drożdżówek).Ja zazwyczaj formuje bułki, lub robię długi rulon, z którego odcinam po 3 małe kawałki. Rulon składam na pół, a później zaplatam w 8 (albo "ósemkę" o 3 brzuszkach), a pustą przestrzeń zalepiam od dołu pozostawionymi kawałeczkami. W tych miejscach kładę budyń, ser i marmoladę, w ten sposób mam trójsmakowe drożdżówki. Bułki posypuję kruszonką.
Po uformowaniu pozostawić do wyrośnięcia na moment, posmarować lekko roztrzepanym białkiem i piec 20 minut w 175 stopniach w nienagrzanym piekarniku (drugą partię piekę już około 17 minut, bo piekarnik jest gorący).


Moje uwagi:

- nie ulega kwestii, że te bułeczki rosną zdecydowanie większe, kolor ciasta jest też inny - nie są białe, jak poprzedniczki, tylko ładne, żółte.są bardzo puszyste i smaczne, a dodatek kruszonki zdecydowanie poprawia zarówno smak, jak i wygląd.
- to ciasto wymaga trochę zachodu, ponieważ trzeba osobno ubić pianę z białek i utrzeć żółtka z cukrem, więc jeśli ktos jest bardzo niecierpliwy, polecam bułeczki BeatySz z cincn.



Pyszne jagodzianki


Zaliczyłam wczoraj kolejną bezsenną noc. Z tej przyczyny, o 2.00 nad ranem naszło mnie na bułeczki drożdżowe. Dawno nie robiłam, więc pomyślałam sobie - a co tam, zrobię.
No, ale żeby to takie proste było :) W kolejce czekały dwa przepisy do sprawdzenia, a dodatkowo kusił mój niezawodny przepis z zeszytu.
Postanowiłam, że skoro i tak nie śpię, to zrobię wszystkich po trochu i porównam.

Na pierwszy ogień poszedł przepis BeatySz z cincin, który zapisałam sobie w folderze do wypróbowania... kilka lat temu (długo czekał, ale w końcu go odkopałam). Ciasto bardzo proste, nie wymagające skomplikowanego ucierania, czy ubijania jajek - zresztą jest w nim tylko jedno jajko, co wydało mi się trochę dziwne.
Razem z przepisem zapisałam sobie zdjęcia, na których Beata pokazuje, jak ładnie formować bułeczki.
Przyznam, że zachciało mi się przede wszystkim spróbować, czy też tak potrafię.


Drugi przepis, to bułeczki z bloga Kubełek smakowy (opublikuję go w następnej kolejności). Przymierzałam się do nich od kilku dni. Od początku wiedziałam, że po prostu muszę je zrobić, bo wyglądają, jak marzenie :)

No i na koniec mój przepis, tzn. z mojego zeszytu.

Do dyspozycji miałam tylko mrożone jagody i budyń, więc część bułek jest z jagodami, część z budyniem, a pozostałe z budyniem i jagodami. Bułki wg. przepisu Beaty są z jagodami.


Drożdżówki z serem wg. BeatySz
(u mnie - z jagodami)

Składniki:
1/2 kg mąki
2.5-3.0 dag drożdży (dałam paczuszkę 7g instant)
1 szkl ciepłego mleka
1/2 szkl cukru
1/4 szkl oleju
zapach waniliowy (dałam łyżkę ekstraktu waniliowego)
1 duże jajo
szczypta soli
białko do posmarowania
mój dodatek: brązowy cukier do posypania

Nadzienie:
250g twarogu
1 jajo
cukier i c. wanilinowy do smaku
u mnie: odmrożone jagody wymieszane z ckrem i bułką tartą

Sposób przygotowania:

Z odrobiny mleka, łyżeczki cukru i łyżeczki mąki zrobić zaczyn. Odczekać, aż zacznie pracować. W misce połączyć wszystkie składniki, dodać zaczyn, wyrobić. Ciasto uformować w kulę i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Po tym czasie odgazować, uderzając w nie kilkakrotnie pięścią. Ponownie zagnieść, podzielić na kawałki (ok. 20, w zależności od tego, jak bardzo urosło ciasto).
Każdy kawałek rozwałkować na placek i faszerować masą serową. Ułożyć na blachach do pieczenia, przykryć ściereczkami i wstawić do lodówki na noc. Rano wyjąć, pozwolić im się trochę ocieplić, posmarować roztrzepanym białkiem i piec w rozgrzanym do ok. 200oC piekarniku.

Ja po wyrobieniu ciasta przykryłam je szczelnie folią spożywczą i wstawiłam do lodówki na kilka godzin (na noc). W lodówce urosło, więc odgazowałam je rano, uformowałam bułeczki, zostawiłam do wyrośnięcia i upiekłam. Trwało to ok. 20 min w temp. ok. 180-200oC.

Moje uwagi:
  • z połowy porcji ciasta wyszło mi 8 niezbyt dużych (w porównaniu z pozostałymi wypiekami)drożdżówek.
  • to ciasto okazało się mało skomplikowane, jednak musiałam zrezygnować z zawijania, ponieważ zaplanowałam farsz z mrożonych jagód, które kompletnie nie dały się poskromić. W rezultacie zamknęłam jagody w tradycyjnie formowanych jagodziankach.
  • Do piekarnika wstawiłam blaszkę z wodą, żeby spody bułeczek nie były twarde - polecam.
  • kilkakrotnie spryskiwałam powierzchnię bułek wodą, żeby ładnie się przyrumieniły i nie były suche.

piątek, 18 lutego 2011

Dorsz w śmietanie z parmezanem, czyli koalicja polsko-włoska ;)

dla MM faza I (tłuszczowy) i II

Tak sobie kombinowałam, co by tu zrobić z kilku pięknych, "dorszowych" filetów, które udało mi się dzisiaj kupić. Nie jest łatwo takie ładne fileciki "upolować", więc chciałam z nich zrobić coś naprawdę dobrego.
Gdzieś tam, w mglistej pamięci, majaczyła ryba duszona w śmietanie, ale niestety, przepisu nie pamiętałam. Jednak musiała być bardzo dobra, skoro mi utkwiła w pamięci.
Postanowiłam więc wymyślić coś podobnego, ale bazując na tym, co znajdę w lodówce.
Bardzo rzadko robię zakupy z listą w ręku. Zazwyczaj najpierw kupuję, a dopiero później kombinuję :)

Składniki:
- ok. kilograma filetów z dorsza (czarniaka)
- 2-3 łyżki chrzanu
- pół opakowania (200g) jogurtu greckiego
- małe opakowanie śmietany 12%
- "bryłka" parmezanu
- dwie białe cebule
- pół cytryny
- trochę oleju
- sól, pieprz, biały ocet winny


Rybę umyłam, osuszyłam, wyjęłam ości (sztuk sześć ;)), posoliłam, popieprzyłam, skropiłam sokiem z cytryny i odstawiłam do lodówki.
W tym czasie wysmarowałam naczynie żaroodporne masłem i pokroiłam cebulę w piórka.
Na patelni rozgrzałam troszkę oliwy i podsmażyłam cebulę (z solą i pieprzem) dodając szczyptę cukru (dla MM-ek oczywiście bez cukru). Pod koniec smażenia "chlupnęłam" octu winnego i poczekałam, aż wyparuje (pewnie lepsze byłoby białe wino, ale tego niestety w lodówce nie było).

Filety osączyłam na papierowych ręcznikach i obsmażyłam z obu stron. Ułożyłam w przygotowanym naczyniu, posmarowałam chrzanem i na tym rozłożyłam cebulkę.
Wszystko polałam śmietaną wymieszaną z jogurtem i szczodrze posypałam tartym parmezanem. A na stół rybka wjechała z kleksem gęstej śmietany, w towarzystwie orientalnej surówki z pekinki



Kruchutkie, owocowe ciasto z orzechami i bezą


Obiecałam wam przepis na ciasto, które piekłam na Walentynki.
Wykorzystałam moje bazowe ciasto kruche, zwiększając (o jedno) ilość jajek, ponieważ potrzebowałam dodatkowego białka do bezy. Na szczęście ciasto kruche jest takim ciastem, które lubi żółtka. Mam nawet wrażenie, że im więcej żółtek w tym cieście, tym lepiej :) 
Natomiast nadzienie, to już wielka improwizacja :) Padło na owoce z kompotu, ponieważ są miękkie, a ja chciałam, żeby składniki nadzienia jakoś trzymały się kupy (ponieważ nie miałam w planie dodawania żadnego spoiwa - tylko owoce i orzechy).

Ostatnio usłyszałam w TV, jak jakaś mądra pani mówi, że piekąc ciasto, obowiązkowo trzeba ściśle przestrzegać receptury, tzn. skrupulatnie wszystko odmierzać i ważyć, niczego nie zmieniać - słowem nie kombinować.
Natychmiast wszystko się we mnie zbuntowało. Bo przecież gdyby wszyscy tak robili, nie było by nowych przepisów! Kto by je miał wymyślać, gdyby wszyscy, z aptekarską precyzją, odmierzali składniki i ważyli jajka...?

Inna sprawa, że ja zawsze kombinuję :) Nie wiem, czy kiedykolwiek udało mi się ściśle trzymać przepisu (?). Receptury traktuję, jedynie jako wskazówkę, jak daną potrawę przyrządzić. Czasami wychodzi mi prawie to samo, "co autor miał na myśli", a czasami coś zupełnie innego.
Ale lubię to w sobie :) Pedantką, to ja ci nigdy nie byłam i... Alleluja! ;)



Składniki:
na tortownicę o średnicy ok. 25 cm

400g mąki pszennej
100g mąki ziemniaczanej
200g prawdziwego masła
150g cukru

3 żółtka
1 całe jajko
czubata łyżka kwaśnej śmietany
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
duża szczypta soli


Na nadzienie:
owoce z kompotu - z dwóch litrowych słoików - śliwki lub brzoskwinie
1 słoik "dżemowy" duszonych jabłek
10 dag orzechów laskowych
trochę bułki tartej
cynamon, mielone goździki i kardamon

Na bezę:
3 białka
150 g cukru pudru (lub drobnego cukru)
łyżka mąki ziemniaczanej

Sposób przygotowania:
Mąkę, z proszkiem do pieczenia i solą, przesiej na stolnicę. Dodaj cukier. Masło pokrój w jak najmniejszą kostkę i dodaj do mąki z masłem - szybko posiekaj. Dodaj żółtka i śmietanę, i wymieszaj. Szybko zagnieć ciasto, starając się, jak najmniej je ogrzać. Podziel ciasto na dwa kawałki 3/4  1/4. Tą większą ilością ciasta wylep tortownicę (25 cm) tak, żeby powstały wysokie brzegi. Wstaw do lodówki, na co najmniej 30 min. Pozostałą 1/3 ciasta "rozpłaszcz" na grubość ok. pół centymetra, włóż do foliowego woreczka i wrzuć do zamrażarki.

Owoce z kompotu bardzo dobrze odsącz na sicie i - jeśli trzeba - wypestkuj.
Orzechy posiekaj lub utłucz w moździerzu (ja wykorzystałam orzechy bez skórki) - jednak nie na proszek, powinny zostać wyraźne kawałki.

Białka ubij z cukrem na sztywną pianę, pod koniec dodając mąkę.

Na cieście rozsyp, cienką warstwą, bułkę tartą. Na to wyłóż masę z jabłek, następnie owoce z kompotu, posyp cynamonem i mielonymi goździkami i kardamonem. Znowu posyp trochę bułką tartą, która wchłonie nadmiar wilgoci. Po powierzchni rozsyp orzechy i lekko wciśnij je w masę owocową. Na wierzch wyłóż pianę z białek, wyrównaj powierzchnię (ja zrobiłam delikatne fale przy pomocy łyżki) i posyp pokruszonym lub utartym na tarce (duże oczka) ciastem z zamrażarki.

Wstaw do nagrzanego (190-200oC) piekarnika i piecz ok. godziny.

Wiem, że to trudne, ale lepiej nie kroić tego ciasta zaraz po upieczniu ;)

Smacznego :)