środa, 8 sierpnia 2012

Uttapam - indyjskie placki ze sfermentowanego ciasta

Dalszy ciąg mojej fascynacji popodróżnej :)
Kolejna odslona - placki uttapam.




Od dawna poszukiwalam przepisu najbardziej zblizonego do oryginalu. Problem jednak w tym, ze w oryginalnym przepisie uzywa sie specjalnego urahd dalu (rodzaj fasoli, czesto nazywany tez czarna soczewica). Poszperalam troche i dowiedzialam sie, ze urad dal, nalezy do tej samej rodziny, co fasolka mung i jest sprzedawany pod nazwa black lentil lub white lentil (przy czym ta ostatnia, to nic innego, jak ta pierwsza, tylko pozbawiona czarnej skórki).


Cale ziarno


Rozłupane ziarenka ze skorką


Zestawienie wszystkich trzech postaci*
(oczyszczone ziarenka bez skórki, to te kremowe z prawej)


Uttapamy wywodza sie z południa Indii, choc mozna je spotkac w calych Indiach. Jest to jedna z odmian plackow dosa (robi sie je z tego samego ciasta, choc w nieco odmienny sposob). Jada się je glownie na śniadanie, w towarzystwie sambhar, warzywnego curry.

Ciasto na uttapamy jest bogate w bialko. Proces fermentacji, ktoremu poddaje sie ciasto przed smazeniem, wpływa dodatnio na jego trawienie.

Poniewaz nie mam dostepu do urahd dalu, postanowilam troche pokombinowac i zastapic go innymi rodzajami fasoli i soczewicy. Zrobilam mix soczewicy czerwonej i zoltej z niewielkim dodatkiem ciecierzycy - dodatek przypadkowy, poniewaz takie akurat "ziarenka" mialam w domu.
Eksperyment sie udal i, o ile mnie pamiec smaku nie zawodzi, rezultat jest bardzo zblizony do oryginalu.

Podstawa sa namoczone wczesniej i zblendowane ziarna ryzu (u mnie basmati, poniewaz jest to ryz uzywany w Indiach) z dodatkiem soczewicy i ciecierzycy.
Sam proces przygotowywania jest bardzo ciekawy, zwlaszcza, kiedy ciasto sfermentuje i czlowiek zaczyna miec watpliwosci, czy to aby na pewno da sie zjesc ;)

"Ciasta" wychodzi dosc duzo, dlatego mozna smazenie rozlozyc na dwa, trzy dni. Ja pierwszego dnia smazylam tradycyjne uttapamy. Po nalozeniu nieduzych porcji ciasta na patelnie, posypywalam je z wierzchu pokrojonymi drobno warzywami i ziolami. Po przyrumienieniu z jednej strony - odwracalam i dosmazalam z drugiej.

W Indiach posilki serwuje sie na specjalnych tacach thali, z "przegródkami", lub ustawionymi na niej malymi miseczkami (foto, wikipedia)

Drugiego dnia dodalam posiekane warzywa wprost do ciasta, wymieszalam i smazylam tak samo, jak te poprzednie, tylko nieco grubsze, bardziej przypominajace nasze placki ziemniaczane.
I w takiej postaci zobaczycie je u mnie na blogu, poniewaz tym pierwszym nie zdazylam zrobic zdjec :)
Proponuje wyprobowac obydwa sposoby i wybrac ten, ktory bardziej przypadnie wam do gustu.

Gotowe ciasto bardzo dobrze przechowuje sie w lodowce nawet przez 3 dni. Nalezy jednak pamietac, aby sfermentowane ciasto albo od razu smazyc, albo wstawic do lodowki. Mozna tez zblendowana, nieprzefermentowana, mase przechowywac w lodowce i sfermentowac dopiero przed uzyciem (pamietajac, ze zajmuje to 3-6 godzin, w zaleznosci od temperatury).
Sfermentowane ciasto wyglada i pracuje jak zakwas na chleb, wiec odstawiajac je do fermentacji trzeba przewidziec, ze znacznie zwiekszy swoja objetosc. Uwazajcie na to, zebyscie pozniej nie musieli gonic go po kuchni ;)

I jeszcze jedno. Wprawdzie w Indiach jada sie te placki glownie z curry, lub dahlem vel dalem (zupa z fasoli/soczewicy), jednak ja podalam je z jogurtem naturalnym, ktory wg. mnie nie zagłusza ich oryginalnego smaku. No i jesli zdecydujecie sie na dodatek ostrego chilli, jogurt moze sie okazac wręcz nie-zbed-ny ;)


Składniki:

1.5 miarki ryzu basmati
3/4 miarki mieszanych ziaren (czerwona i zolta soczewica, ciecierzyca)
woda (tyle, ile "zabierze" masa)
sol do smaku (ok. 1 lyzki)

Dodatki (drobno posiekane):
papryka (dowolna odmiana i kolor)
pomidor (bez miazszu)
ogorek jw.
cebula
czosnek
papryczka chilli
groszek (najlepiej swiezy lub mrozony, ze wzgledu najaskrawozielony kolor)
drobno posiekany imbir
swieze ziola (kolendra, natka pietruszki, szczypiorek)
opcjonalnie: podprazone i rozgniecione nasiona fenkułu i/lub kminu rzymskiego


Sposób przygotowania:
Dzien wczesniej (np. na noc) namoczyc ziarna w duzej ilosci wody. Nastepnego dnia odcedzic i dokladnie zblendowac, stopniowo dosypujac ziarna i dolewajac swieza wode (ilosc wody trudno okreslic, ale zuzyjecie mniej wiecej 1.5 - 2 szklanki).
Ciasto powinno miec konsystencje nieco gesciejsza, niz na nalesniki, powinno byc w miare gladkie (powinno sie wyczuwac pod palcami male drobinki). 
Po zmiksowaniu nalezy ciasto przelozyc do wiekszego naczynia (pamietajcie, ze urosnie, kiedy sfermentuje), przykryc sciereczka i zostawic w cieplym miejscu na 3-6 godzin (zalezy to od temperatury). Po wyrosnieciu wewnatrz ciasta bedziecie widzieli duzo pecherzykow powietrza. Ciasto bedzie wygladalo, jak dobrze "podkarmiony", aktywny zakwas chlebowy. Wtedy nalezy je ponownie wymieszac dodajac sol.
Smazyc na patelni z grubym dnem, na oleju lub ghee. Nakladac porcje ciasta i posypywac z wierzchu wybranymi warzywami, przyprawami i ziolami (wielkosc plackow jest dowolna, jednak tradycyjnie maja wielkosc dloni). Ze swojego doswiadczenia moge powiedziec tylko, ze mniejsze latwiej smazyc, wiec zanim nabedzie sie doswiadczenia, mozna sobie ulatwic zycie ;) Nie nalezy ich zbyt wczesnie odwracac, poniewaz moga sie porozrywac. Kiedy odpowiednio przyrumienia sie z jednej strony, bardzo latwo bedzie je odwrocic i dosmazyc z drugiej.
O sposobie podania napisalam wyzej.

Smacznego :)


* zdjecia dalu pochodza stąd

wtorek, 7 sierpnia 2012

Pulpety z kaszy jaglanej z sosem pomidorowym i pasztet jaglany




Kasza jaglana... ponoć, albo się ją kocha, albo nienawidzi. Nie wiem, jak z tym jest naprawdę, bo ja ją "tylko" lubię :) Podoba mi się w niej to, ze nie ma zdecydowanego, "nachalnego" smaku i zapachu. Dzięki temu, za pomocą odpowiednich dodatków, można z niej wyczarować zarówno pyszne desery, jak i słono-pikantne smakołyki.

Nazywa się ja królową kasz więc, jak na królowa przystało, jaglanka po prostu rządzi :)
Jest dobrym żródłem białka i należy do najbardziej lekkostrawnych produktów zbożowych. Jako jedyna spośrod wszystkich kasz jest zasadotwórcza i jest spośród nich najlepszym źródłem żelaza i magnezu. Posiada więcej soli mineralnych niż pszenica, jęczmień czy żyto. Obfituje w witaminy z grupy B i lecytynę, która poprawia pamięć i reguluje ilość cholesterolu we krwi.
Kasza jaglana zawiera rzadko występującą w produktach spożywczych krzemionkę, mającą leczniczy wpływ na stawy, a także na wygląd skóry, paznokci i włosów.
Ponieważ nie zawiera glutenu, jest doskonałym produktem w diecie bezglutenowej.
Zawiera też antyoksydanty, czyli substancje wychwytujące i neutralizujące wolne rodniki, wywołujące nowotwory. 

Według medycyny chińskiej,  kasza jaglana należy do produktów o tzw. neutralnej termice, które przywracają równowagę w organizmie. Wzmacnia nerki, harmonizuje śledzionę i żołądek, usuwa z organizmu tzw. wilgoć, która jest przyczyną częstych stanów zapalnych górnych dróg oddechowych.
Kasza jaglana pomaga tez schudnąć. Oczyszcza organizm z toksyn oraz dostarcza mu niezbędnych witamin. Dobrze byłoby jeść ja jak najczęściej.

Według mnie kasza jaglana ma tyle zalet, ze przekonałaby do siebie nawet tego, który jej nie lubi :)

A teraz do konkr... kotletów ;)
Bazowy przepis znalazłam TUTAJ. Trochę w nim namieszałam, ale efekt bardzo mi się spodobał. Żaden z moich domowników nie był w stanie okreslić, z czego są te pulpety i nikt nie wpadł na to, ze nie ma w nich mięsa, co uważam za duży sukces :)
Po przygotowaniu tego dania mam kilka (subiektywnych) uwag. Po pierwsze: siemię lniane (wkrótce zamierzam przygotować o nim specjalny wpis na moim drugim blogu Dietetyczny notatnik).
Ma ono bardzo charakterystyczny smak i zapach, wiec jeśli jeszcze nie znacie jego "mocy", nie dodawajcie go więcej, niż łyżkę :). Jest mocno wyczuwalne w całej potrawie.
Ja lubię dodawać do potraw mielone orzechy włoskie, wiec dodałam orzechy i siemię (po łyżce) i uważam, ze orzechy bardzo poprawiły smak.
Czosnek uwielbiam, wiec dodaje go duzo (tutaj aż 4 duże ząbki).

Ponieważ wyszło mi bardzo dużo tej jaglanej masy, z polowy upiekłam pasztet, dodając kilka składników (o tym, co dodałam piszę w "sposobie przygotowania"). Zachęcam was, żebyscie tez tak zrobili (jeden bałagan, dwie potrawy), chociaż nie mogę was zachęcić zdjęciami. Pasztet zniknął jeszcze tego samego dnia :) Zjedliśmy go na swieżutkim chlebku, z grubymi plastrami pomidora i krążkami cebulki.

Polecam też kotlety smażone, jak tradycyjne mielone. Zrobiły furrorę wśród znajomych :)



 

Składniki pulpetów/kotletów jaglanych:

1 i pół szklanki suchej kaszy jaglanej (to jest ok. 3 szklanki ugotowanej)
ok. 1/4 szklanki mielonego siemienia lnianego
1 cebula lub por
kilka ząbków czosnku (ilość zależna od gustu)
2-3 łyżki oliwy
pieprz, sól, zioła prowansalskie, papryka w proszku łagodna i ostra
świeże zioła (natka, koperek, oregano, tymianek, kolendra)

opcjonalnie: starta na drobnych oczkach marchew lub pietruszka

Dodalam jeszcze: pół szklanki zmielonych płatków jęczmiennych (mogą być owsiane), 1 jajko (ale nie jest konieczne), łyżkę zmielonych orzechów włoskich 
Dodatkowo dodałam masę, która została  mi po przecedzeniu śmietanki słonecznikowej, nie jest to jednak dodatek niezbędny.


Jak zrobić sos pomidorowy?

kartonik przecieru pomidorowego
podsmażona cebulka z czosnkiem
2 duze pomidory bez skorki (posiekane)
świeże oregano i/lub bazylia (ostatecznie suszone), sól, pieprz, szczypta cukru

łyżka masła lub/i mascarpone

Wszystko razem podgrzewać, aż smaki się połączą.



Jak zrobić pulpety/kotlety jaglane?


Kaszę (na pulpety użyłam ok. połowy gotowej masy - z reszty zrobiłam pasztet) ugotować i ostudzić. Cebulę lub por (dodałam to i to) podsmażyć na oleju, z dużą ilością czosnku. Ostudzić i dodać do kaszy. Dodać przyprawy, zmielone siemię, mielone płatki, jajko, i dobrze wszystko wyrobić - tak, żeby kasza zaczęła się kleić (autorka przepisu radzi zblendować masę, jednak nie chciało mi się tego robić; mimo tego pulpety się nie rozpadały - być może dzięki dodatkowi płatków i jajka).
W tym momencie podzieliłam masę na pół. Z jednej uformowałam nieduże pulpety, które ugotowałam w sosie pomidorowym. Należy je podgrzewać w sosie, przez kilka minut, delikatnie (przy pomocy dwóch łyżek) odwracając od czasu do czasu.
My jedliśmy je z surówką.

Co do drugiej części masy, to zrobiłam z niej PASZTET.
Dodałam utartą na tarce czerwoną paprykę, trochę przecieru pomidorowego, łyżkę mielonych orzechów i posiekany lubczyk. Dobrze wyrobiłam, przełożyłam do małej foremki do pasztetu, posmarowałam wierzch ketchupem i upiekłam w piekarniku (ok. pół godziny, może 40 min). Wyszło mi wspaniałe smarowidło do pieczywa.


Smacznego :)

piątek, 3 sierpnia 2012

Nic nie robić :)

Ogródkowo ;)


lobelie i aksamitki...

ostatnie kwiaty na magnolii...

Orzechy juz duze... w ostatniej chwili zdazylam zrobic nalewke :)

Moj zielnik - wersja mini-mini ;)

mam tu bazylie, rozmaryn, estragon i tymianek

"czerwona" bazylia

plantacja (tylko ;)) mięty

...i moj ukochany lubczyk :)

te brzoze wsadzilismy z D., kiedy sie poznalismy :)))

perukowiec własnie gubi "perukę" ;)

"trzeba sprawdzić, czy na moim terenie wszystko w porządku" ;)

       "Futro" z bliska ;)                                               Takie żółte, że bardziej się nie da ;)        

"Tak się ciesze, że cie widzę" :)))

uśmiecham się ;)


"co to jest, to coś?"

lubię gryźć patyki...

...robię z nich trociny ;)



moje ulubione :)

a kiedy położę się na trawie...
...to moge tak, leżeć i leżeć ;)