piątek, 18 listopada 2016

Placki z purée z dyni, z jabłkami, wanilią i cynamonem



Zastanawiałam się, co o nich napisać. Mogłabym użyć wielu słów i barwnych opisów, ale kiedy myślę o tych plackach, to na myśl przychodzi mi jedno określenie: wspaniałe :)
Jeśli lubicie słodkie obiady (śniadania, kolacje), powinniście ich spróbować.
To takie danie, którego nigdy nie ma się dość, a ile by nie zrobić, zawsze będzie za mało.

Przygotowanie jest banalnie proste, zwłaszcza jeśli, jak ja, przygotujecie sobie wcześniej zapas purée z dyni. Robi się je bardzo prosto, wystarczy dynię obrać, pokroić, rozgotować z odrobiną wody i zmiksować.
Jeśli nie macie swojej ulubionej odmiany dyni, polecam hokkaido. Nie trzeba jej obierać, jest dość miękka i ma najpiękniejszy, najbardziej pomarańczowy kolor.
Purée z tej dyni jest gęste, kremowe i pyszne. To zdecydowanie mój faworyt.


Gotowe purée można zamrozić i używać przez całą zimę. W mojej zamrażarce jest cała, wielka szuflada przeznaczona tylko na dynię.
W tym roku przygotowałam kilkadziesiąt porcji purée (różnej wielkości, bo są przeznaczone do różnych celów, np. do ciasta, placków, naleśników, zupy, kawy), dynię w kostkach (do zupy, curry, gulaszu, jako dodatek do obiadu) i tartą na tarce (głównie do zagęszczania zup, sosów i do placków).

Możliwości jest wiele, naprawdę warto poświęcić kilka godzin jednego dnia, żeby móc korzystać z zapasów przez całą zimę.


A teraz do rzeczy, czyli do placków :)

Jak zrobić najlepsze placki z dyni?

Składniki:
na ok. 28 placuszków, w zależności od wielkości

ok. 600 ml gęstego purée z dyni (ok. dwa duże kubki)
1 małe jajko (można pominąć)
kilka łyżek dowolnego mleka (jeśli purée jest bardzo gęste)
mąka orkiszowa (może też być bezglutenowa: owsiana lub/i kokosowa)
łyżeczka cynamonu
łyżeczka ekstraktu waniliowego 
szczypta soli 
Dodatkowo: 2 bardzo duże jabłka pokrojone w ćwierć plasterki lub starte na tarce
masło klarowane do smażenia.

Do podania: syrop klonowy i/lub daktylowy lub cukier puder i dowolne owoce (u mnie persymona, czyli kaki)


Zimne purée połączyć z resztą składników dodając tyle mąki, żeby powstało gęste ciasto. Dodać jabłka i odstawić na kilka, kilkanaście minut. Powinno powstać ciasto na tyle gęste, żeby można je było nakładać łyżką na patelnię (nie powinno zbyt łatwo spływać).

Na rozgrzane masło klarowane wykładać po dużej łyżce ciasta i formować placuszki. Smażyć po kilka na raz i odsączać na papierowym ręczniku.
Najlepiej podawać od razu, udekorowane owocami, polane syropem lub posypane cukrem pudrem.


Najsmaczniejszego :)

piątek, 21 października 2016

Barszcz czerwony zabielany i smaki dzieciństwa



Ta zupa, to smak mojego dzieciństwa, a przynajmniej jeden ze smaków.
Mam wrażenie, że w ostatnich czasach została trochę zapomniana, a szkoda, bo jest taaaaka pyszna! Doskonale pasuje do jesiennej pluchy, która od kilku dni 'siąpi' za oknem gęstą mżawką.
Jest z nią wręcz kompatybilna, jak... sam parasol z deszczem :)

Wiele lat temu gotowała ją moja Babcia. Gotowała i gotuje ją moja Mama i to ona mi o niej przypomniała, kiedy ostatnio rozmawiałyśmy o tym, co nam się kojarzy z dzieciństwem.
Spędziłam z moją Mamą kilka cudownych godzin i słuchałam o jej dzieciństwie i młodości, co gotowała jej mama i babcia, co jadała "na zesłaniu" w okolicach Zielonej Góry.
Takie to były czasy, że za nieopatrzne chlapnięcie językiem (będąc młodym nauczycielem), można było trafić "na zsyłkę" do pracy, tam gdzie... ptaki zawracają (przepraszam mieszkańców zielonogórskiego ;)).

Dowiedziałam się "pięknych okolicznościach przyrody", wielkich gospodarstwach, świniobiciach, wałówkach i sutych śniadaniach jedzonych z jednej miski z gospodarzami. Smażone ziemniaki, boczek, jajka, kaszanka... To wywołało skojarzenia z angielskim śniadaniem, może niezbyt zdrowym, ale dającym energię na długie godziny.

W domu mojej Mamy jadało się barszcz z fasolą, albo zabielany, z tłuczonymi ziemniakami, zalewajkę, prażuchy, zupę z dyni ze słodką śmietanką i tartymi kluskami (tarte kluski, to nie zacierki, ale kluski z surowych, tartych i gotowanych ziemniaków), kiszone warzywa (nie tylko ogórki i kapustę, ale też jabłka, pomidory, grzyby), smażyło się na maśle, jadło się dużo dań z ziemniakami.
Uwielbiam o tym słuchać! Mam nadzieję, że następnym razem znów namówię Mamę na takie opowieści.

Tymczasem przepis na mój barszcz zabielany, który Babcia i Mama robiły trochę inaczej niż ja. Tam bazą był zawsze mięsny wywar i świeże buraczki. W pewnym okresie czasu używało się też koncentratu barszczu, kostek rosołowych, zasmażek i innych "wynalazków", których ja unikam, i od których (z czasem) odwiodłam też Mamę.

Ja najczęściej używam wywaru z warzyw, chociaż zdarza się też rosół, i kiszonych buraków. Często zabielam barszcz (i inne zupy) mlekiem roślinnym (takie czasy :)))

Jak zrobić najlepszy barszcz zabielany z tłuczonymi ziemniakami?


Składniki:
ok. 1 litra wywaru (może być dowolny, dzisiaj użyłam mocnego wywaru z warzyw)
ok. 1/2 - 3/4 litra "zakwasu" z kiszonych buraków
ok. pół litra mleka (użyłam sojowego, bo fajnie zagęszcza, ale może też być krowie)
2 łyżki gęstej, kwaśnej śmietany 12%
cukier lub ksylitol do smaku, świeżo zmielony pieprz

Dodatkowo: ugotowane, tłuczone ziemniaki + posiekany koperek/szczypiorek (lub drobno posiekana cebulka zrumieniona na maśle)

Do większego garnka wlać wywar i zagotować. Dodać cukier, zakwas i śmietanę rozrobioną w mleku. Podgrzać mieszając od czasu do czasu, jednak nie dopuszczając do zagotowania.
Na koniec dodać sporo świeżo zmielonego pieprzu.
Można podawać na dwa sposoby: osobno ziemniaki polane masłem z cebulką -w małej miseczce, osobno barszcz, w większej. Albo usypać na środku większej miski kopczyk ziemniaków, posypać je koperkiem, a dookoła nalać barszczu (jak na moim zdjęciu). Jak byście nie zrobili, będzie bosko! :)))

Smacznego Bardzo :)

czwartek, 6 października 2016

Pyszna pasta fasolowo-pieczarkowa z dymką i kolendrą

Bardzo lubię wszelkie pasty i smarowidła do pieczywa, dlatego ciągle szukam nowych. Moje poszukiwania ciekawych i niebanalnych zestawień kończą się... różnie ;-) Ale czasami uda mi się wymyślić coś naprawdę dobrego, coś do czego mam ochotę wracać.

Tak właśnie było z tą pastą, która jest mega prosta, a powstała, tak naprawdę, przez absolutny przypadek. 
Przypadkiem było, ze smażyłam pieczarki, do wykorzystania "do czegoś-tam, na później".Przypadkiem spadła mi na stopę puszka fasolki, kiedy sięgałam po coś innego. 
I (pewnie też "przypadkiem) dostałam w głowę genialnym pomysłem, jak Pomysłowy Dobromir ;-)

I oto jest: prosta, zdrowa, niezbyt urodziwa, ale przepyszna <3

 A sałatka, która powstała po to, żeby ubarwić zdjęcie, okazała się (przypadkiem ;-)) bardzo dobra .
fajnie smakuje również jako farsz w naleśnikach, zwłaszcza gryczanych




Jak zrobić pyszną pastę do pieczywa?

Składniki:
ok. 25 dag małych pieczarek*
1 średnia cebula
1 duży ząbek czosnku
puszka białej fasoli
1 łyżka oliwy (lub ghee)
1 drobno posiekana dymka
1 łyżka grubo posiekanej kolendry
sól, świeżo zmielony pieprz
szczypta ksylitolu (lub cukru)
sok z cytryny do smaku, lub (lepiej "dosmacza") 2 łyżki najprostszego sosu vinegrette**

Sałatka ze zdjęcia:
Po kilka plasterków ogórka, pieczarek i słodkiego, czerwonego jabłka (u mnie champion) + sos vinegrette i świeżo zmielony pieprz.

Pieczarki umyć pod bieżącą wodą (starając się zrobić to jak najszybciej, żeby nie nasiąknęły), osuszyć i pokroić na cienkie plasterkiCebulę i czosnek obrać i pokroić w drobną kostkę. Fasolę odcedzić i przepłukać na sicie, pod bieżącą wodą, dobrze odsączyć i rozgnieść widelcem.
Na patelni rozgrzać tłuszcz, dodać cebule i czosnek, lekko je zrumienić, dodać pieczarki, sól i pierz.
Smażyć dość krótko. Kiedy zmiękną, wyłączyć gaz, dodać rozgniecioną fasolę, dymkę, kolendrę, szczyptę ksylitolu i sos vinegrette lub sok z cytryny. Dobrze wymieszać i od razu nakładać na kromki pieczywa.
My najbardziej lubimy te pastę na ciepło, ale na zimno tez daje radę. Najlepsza jest na grzankach z dobrego, żytniego chleba, z plasterkami ogórka, rzodkiewki lub pomidora, ale wybór pieczywa i dodatków zostawiam wam.

Najsmaczniejszego :)


*czasem uda się kupic naprawdę małe pieczarki, które genialnie wyglądają w takiej paście. Jeśli jednak takimi nie dysponujecie, pokrójcie wasze pieczarki w ćwierć plasterki, lub zetrzyjcie na grubych oczkach tarki.

**to jeden z moich patentów, o którym nie raz już pisałam. Robię cały słoiczek sosu i trzymam go w lodówce. Przydaje się naprawdę często, nie tylko do sałatek. Poprawia smak past, sosów, zup - jest naprawdę uniwersalny.

środa, 28 września 2016

Dyniowe falafele



Sezon dyniowy trwa, dynie dojrzewają w ogródku, a nawet jeśli nie, to można je kupić niemal wszędzie. Aż się prosi, żeby wymyślać nowe, dyniowe przysmaki.
Inspiracją do dzisiejszych kotlecików były po prostu składniki.


Weszłam do kuchni, przypomniałam sobie, ze mam kawałek dyni, więc pierwsza myśl: placki!
Spojrzałam na puree z ziemniaków z wczorajszego obiadu, i pomyślałam, że warto by wykorzystać.
Ale mąki pszennej nie znalazłam - musi wyszła ;) Przejrzałam zapasy, wyjęłam na stół, to co mi pasowało do tego "ogólnego zarysu", który mi się właśnie w głowie klarował i... tak powstały dyniowe falafele.



Chłopakom bardzo smakowało, zjedli na obiad, dokończyli na kolacje i słowa skargi nie usłyszałam, chyba tylko to, że zrobiłam za mało :)

Myślę, że to wystarczająca rekomendacja, a jeśli nie, to dorzucę jeszcze jeden argument: one są po prostu śliczne :)

Zapraszam.



Jak zrobić dyniowe falafele?


Składniki:
dynia utarta na dużych oczkach tarki - ok. 3 szklanki
3-4 łyżki mąki z ciecierzycy
ok. 1/2-3/4 szklanki pure z ziemniaków (moje było z domieszką batatów)
1 jajko (dodałam całe, ale wystarczy białko)
1 drobno posiekana cebula
2 posiekane ząbki czosnku
2 łyżki orzeszków piniowych (lub pestek dyni, czy słonecznika)
drobno posiekana żółta papryczka chilli (kolorystycznie idealna, ale może być każda - w dowolnej ilości)
przyprawy: po pół łyżeczki mielonego kuminu, kurkumy, imbiru
1 łyżeczka czarnej gorczycy (ostatecznie można pominąć)
sól, pieprz
tłuszcz do smażenia (u mnie masło klarowane)
opcjonalnie: kilka łyżek mleka roślinnego (lub zwykłego) lub wody gazowanej


Utartą dynię wymieszać z resztą składników. Wyrobić dokładnie (masa powinna być miękka, ale dać się formować w kotleciki). Jeśli dynia jest mocno wilgotna, być może trzeba będzie dodać więcej mąki (jednak nie śpieszcie się z jej dodawaniem, żeby placki nie były zbyt "mączyste"). Jeśli dynia będzie zbyt sucha, wtedy dodajcie trochę mleka lub gazowanej wody.
Z wyrobionej masy formujemy (mokrymi dłońmi) małe, okrągłe kotleciki i od razu kładziemy na rozgrzany tłuszcz i smażymy z obu stron na złoto. Można je również upiec w piekarniku.
Podajmy jako dodatek do obiadu, lub z warzywami i sosem, z listkami kolendry, zawinięte w tortille.
Na zimno też dają radę :)
Z podanej ilości składników wyszło mi 18 falafeli.

Smacznego :)


poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Steak z rostbefu z czerwonym pieprzem i musztardą


Dzisiaj kolejny steak, tym razem z z rostbefu. To drugi na mojej liście ulubionych. Trzeci jeśli wliczyć polędwicę, ale ta jest, poza wszelką konkurencją - to bez wątpienia królowa steków. Nie ma chyba bardziej delikatnego mięsa.

Moim ulubionym w ostatnim czasie dodatkiem, jest duszona cebulka i brokuł stir fry, czyli szybko smażony, z chilli, czosnkiem, sezamem i sosem sojowym.

Opcjonalnym dodatkiem jest masło ziołowe, z czosnkiem i pietruszką, które rozpływa się na ciepłym mięsie tworząc delikatny, pyszny sos.



Więcej na temat przygotowania mięsa na steki, jego marynowania i smażenia, napisałam we wpisie o steku bavette, z łaty wołowej; nie będę się więc powtarzać - odsyłam was do tego wpisu.

Jak zrobić steak z rostbefu?

Składniki: 
1 porcja

1 steak z rostbefu, ok. 3 cm grubości

marynata:
1 płaska łyżka musztardy (najlepiej dijon)
1 łyżeczka marynowanego, czerwonego pieprzu (lekko posiekać)
1 duży, posiekany ząbek czosnku
4 plastry białej cebuli
grubo mielony, albo młotkowany pieprz
odrobina oleju do smażenia

brokuł:
pół brokuła
1 łyżka prażonego sezamu lub prażonych ziaren
pół posiekanej chilli (lub mniej)
1 łyżka jasnego sosu sojowego
parę kropel oleju sezamowego (opcjonalnie)
1 łyżka oleju

sos:
łyżeczka masła
1/4 szklanki wody
cebula, czosnek i pieprz z marynaty
sól, pieprz

opcjonalnie: masło ziołowe, czosnkowo-pietruszkowe*

Mięso zamarynować. Posmarować musztardą, posypać pieprzem, czosnkiem i chilli, obłożyć cebulą i odstawić na co najmniej godzinę. Przygotować do smażenia (jak najdokładniej usunąć marynatę - ponieważ musztarda w trakcie smażenia przypala się i dymi - zachowując ją na później). 
Szczegóły przygotowania steku, marynowania mięsa i inne wskazówki na temat stopnia wysmażenia podałam w poprzednim wpisie.  Jeśli chcecie wiedzieć więcej, zachęcam do przeczytania.

Mocno rozgrzać żeliwną patelnię (lub inną z grubym dnem). Posmarować olejem za pomocą pędzelka. Płożyć mięso i smażyć z obu stron, do uzyskania ulubionego stopnia wysmażenia (mnie zajęło to ok. 6 minut). Zdjąć z patelni, położyć na ciepłym talerzu i luźno okryć folią aluminiową.

W międzyczasie przygotować brokuł. Umyć, osuszyć i pokroić: kwiat na małe różyczki, łodyżki na plasterki. Główną łodygę obrać ze skórki i również pokroić w plastry.
Na patelni rozgrzać olej, wrzucić łodyżki brokuła i smażyć na największym palniku, ciągle mieszając, przez ok. 1 minutę. Dodać różyczki i smażyć koleją minutę. Pod koniec dodać czosnek i chilli, zamieszać, smażyć, aż czosnek zacznie pachnieć, wlać wodę i przykryć patelnię.
Zmniejszyć płomień na średni i dusić jakieś 4 minuty. Dodać sos sojowy, parę kropel oleju sezamowego, sezam i szczyptę cukru. Zamieszać i wyłączyć gaz.

Na patelnie po mięsie wlać łyżeczkę oleju i włożyć cebulę i to, co zostało z marynaty.
Smażyć na średnim ogniu, ciągle mieszając, ok. 2 minuty. Wlać wodę i odskrobać wszystko z dna i boków patelni. Przykryć i gotować minutę, dwie. Sos powinien się zredukować o połowę. Wtedy dodać zimne masło, wymieszać i wyłączyć gaz. Spróbować i ewentualnie dodać trochę soli i pieprzu.

Brokuły wyłożyć na talerz, na nich ułożyć steak (w całości, lub pokrojony w ukośne plastry, w poprzek włókien). Na mięsie ułożyć cebulkę. Całość polać sosem,

Smacznego :)

* ciepłe masło utrzeć z roztartym czosnkiem i drobno posiekaną pietruszką. Zawinąć w folię spożywczą, tworząc wałeczek i włożyć na pół godziny do zamrażarki. Kroić w plasterki i zmne układać na gorących stekach, przed samym podaniem.



czwartek, 25 sierpnia 2016

Steak bavette, czyli steak z łaty wołowej z maślano-sezamowym sosem


Bavette, to jeden z moich ulubionych steków. Bardzo łatwo go przygotować, jest niesamowicie smaczny i nie wymaga żmudnych przygotowań i spędzania wielu (jakże cennych ;-)) godzin w kuchni. Tak, wiem, co raz częściej piszę o tym 'aspekcie' gotowania, ale mam wrażenie, że im jestem starsza, tym doba jest krótsza :D

Oczywiście steki można przygotowywać na tak wiele sposobów, że pewnie życia by nie starczyło, żeby wszystkie wypróbować. Ale, jak to u mnie bywa, czasem zdarza mi się "polecieć serią" (jak choćby w przypadku przepisu na mule), więc bardzo możliwe, że w najbliższym czasie pojawi się tutaj sporo steków :)

Tym razem inspirowałam się trochę kuchnią orientalną, bo taki akurat miałam nastrój. Przepis powstawał w trakcie gotowania, a kierunek nadawało mu to, co znalazłam w lodówce.
Tak sobie po prostu dodawałam różne produkty i przypominało to tkanie dywanika z kawałków włóczki, które akurat były pod ręką.

Tak sobie "tkałam i tkałam", aż rezultat mnie zadowolił, a moje kubki smakowe zamruczały z rozkoszy :)


Więcej przydatnych informacji znajdziecie w opisie przygotowania, jednak chciałabym podkreślić jedno. Wielokrotnie spotkałam się z twierdzeniem, że długość smażenia steku zależy od jego wagi. Wg. mnie nic bardziej mylnego... Najważniejsza jest grubość mięsa. Pisząc, ze dwustu gramowy steak będzie średnio wysmażony po 5 minutach, można wprowadzić w błąd. 
Będzie, albo nie będzie, bo to zależy od grubości steku, a nie jego wagi.

Jak dobrze usmażyć steak? Jak przygotować pyszny steak bavette z wołowej łaty?

Składniki:
2 porcje

1 stek z łaty wołowej, ok. 35 dag

Marynata:
2 łyżki jasnego sosu sojowego
1 łyżka oleju
kawałek papryczki chilli lub spora szczypta suszonych płatków chilli
świeżo zmielony pieprz
2 duże ząbki czosnku

Warzywa:
2 marchewki
pół małej, młodej cukinii
10 małych pieczarek
2 łyżeczki klarowanego masła

Sos:
1 łyżka prażonego sezamu*
1 czubata łyżka zimnego masła
sól, pieprz

Dodatkowo: świeża natka lub kolendra


Mięso trzeba zamarynować co najmniej godzinę przed smażeniem (a najlepiej dzień wcześniej). 
Jeśli marynowało się przez noc w lodówce, wyjmujemy je i zostawiamy w temperaturze pokojowej, na co najmniej pół godziny, zanim zaczniemy smażyć. Krótsze, np. godzinne, marynowanie nie wymaga wstawiania mięsa do lodówki.
Przed smażeniem mięso wyjmujemy z marynaty, zdejmujemy czosnek i chilli, i jak najdokładniej osuszamy, trzymając nad miską, pozwalając, żeby spłynął z niego sos (wycieranie ręcznikiem nie jest konieczne ;)) Czosnek, chilli i sos zachowujemy na później.
Mięso lekko rozbijamy pięścią, żeby rozluźnić włókna.
Mocno rozgrzewamy patelnię z grubym dnem (najlepiej żeliwną), lekko smarujemy klarowanym masłem lub olejem i kładziemy stek.

Z moich doświadczeń "stekowych" wynika, że nie należy kłaść mięsa na dużą ilość tłuszczu. 
Ja patelnię lekko natłuszczam, pod samym stekiem, albo nie natłuszczam w ogóle, jeśli marynowałam mięso w oliwie - w przeciwnym razie patelnia zacznie dymić, tłuszcz będzie pryskać i na pewno szybko przeklniemy moment, w którym zapragnęliśmy sami usmażyć steak ;)
W czasie smażenia najlepiej w ogóle nie ruszać mięsa, nie dociskać, a już na pewno nie nakłuwać widelcem (chyba, że smażymy na patelni grillowej i chcemy uzyskać ślad kratki na mięsie; wtedy na 20-30 sekund przed odwróceniem, przekręcamy steak o 90 stopni). Do przewracania mięsa najlepiej używać łopatki lub szczypiec. 

Smażymy 3 minuty, po czym odwracamy i smażymy kolejne 3 minuty** jednak to zależy od grubości i wielkości steku, i od naszych preferencji (my lubimy średnio wysmażone).
Dlatego bardzo możliwe, że trzeba będzie posmażyć minutę lub dwie dłużej - musicie niestety sami to wyczuć. Wymaga to odrobiny wprawy i dotykania mięsa palcem, ale trening czyni mistrza, więc w końcu uda wam się usmażyć taki stek, jaki najbardziej wam odpowiada.
W międzyczasie przygotowujemy warzywa. 
Marchewki obieramy i kroimy obieraczką w podłużne paski. Cukinię obieramy co drugi pasek, przekrawamy na ćwiartki wzdłuż i odkrawamy nasiona. Kroimy w ukośne kawałki.
Grzyby oczyszczamy, skracamy ogonki lub, jeśli są brzydkie, odkrawamy.
W tym czasie pewnie stek już się usmażył, więc zdejmujemy go z patelni na talerz i luźno przykrywamy kawałkiem folii aluminiowej.
Na patelni po steku rozpuszczamy 1 łyżeczkę masła klarowanego i wrzucamy marchewki i cukinię. Smażymy na średnim ogniu, cały czas mieszając, ok. 2 minuty (warzywa powinny zmięknąć, ale trzeba uważać, żeby nie były zbyt miękkie). Zdejmujemy je z patelni i wkładamy pod folię, do steka. 
Na patelnię wkładamy całe pieczarki, dodajemy druga łyżeczkę klarowanego masła, i krótko smażymy, aż grzyby zmiękną (powinny puścić wodę, a następnie odparować), nie rumienimy ich. Na koniec lekko je solimy i pieprzymy i zdejmujemy z patelni.
Na patelnię wkładamy odłożone wcześniej czosnek i sos z marynaty, krótko przesmażamy i dodajemy sezam i ok. ćwierć szklanki wody. Po zagotowaniu dokładnie odskrobujemy wszystko z dna i ścianek patelni. Dodajemy sok, który wypłynął z mięsa, kiedy odpoczywało. Lekko wszystko odparowujemy (powinny zostać 3-4 łyżki sosu) i dodajemy zimne masło. Doprawiamy do smaku i gotujemy mieszając, aż sos zgęstnieje.
Na talerzach układamy warzywa i grzyby. Stek kroimy w poprzek włókien na cienkie plastry i układamy na warzywach.
Posypujemy listkami kolendry lub natki i polewamy sosem.

Smacznego :)


*sezam podgrzewać/prażyć na suchej patelni, cały czas mieszając, aż zacznie intensywnie pachnieć. Wtedy natychmiast zdjąć go z patelni i ostudzić

**mój stek miał ok. 3 cm grubości 

niedziela, 14 sierpnia 2016

Małe pieczarki w balsamiczno-tymiankowym sosie



Lubicie pieczarki? Ja bardzo! A te, które wam dzisiaj przedstawiam są wyjątkowe.
Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że są po prostu przepyszne :)
Ale jeśli nie lubicie pieczarek, to... nie ma sensu czytać dalej ;)

Jakiś czas temu (pewnie ze dwa lata...?) wymyśliłam sobie taki niezbyt tradycyjny sposób ich podania. Przez ten długi czas robiłam je niezliczoną ilość razy i wszyscy, którzy ich próbowali i początkowo podchodzili trochę nieufnie, byli zaskoczeni jakie to dobre!
A jakie to proste! Praktycznie samo się robi, nie wymaga skomplikowanych przygotowań, a na gotowe danie czekamy zaledwie kilka minut. Żyć nie umierać! ;-)

Oczywiście możecie doprawić to po swojemu, dodać śmietany, albo zagęścić mąką. Możecie zrobić tak, jak wam fantazja dyktuje. Ale...
Zachęcam do spróbowania w tej prostej postaci.
A później, ewentualnie, możecie sobie poeksperymentować :)

Jak zrobić pyszne pieczarki? 

Składniki:
2 porcje

50-60 dag małych (jak najmniejszych) pieczarek
1 duża cebula
1-2 ząbki czosnku
czubata łyżeczka masła klarowanego (lub oleju/oliwy)
3 łyżki octu balsamicznego
pół łyżeczki cukru
1 łyżka masła 
sól, świeżo zmielony pieprz, szczypta suszonego oregano
2 łyżki drobno posiekanego tymianku

Pieczarki szybko przepłukać na sicie i dobrze osuszyć na papierowym ręczniku. 
Cebulę i czosnek posiekać i podsmażyć na maśle klarowanym. 
Dodać pieczarki i smażyć mieszając od czasu do czasu, aż odparuje prawie cały płyn, który się wytworzy. 
Dodać przyprawy, cukier i ocet, i smażyć dalej ok. minuty. 
Dolać pół szklanki wody, przykryć i dusić kilka minut.
Na koniec dodać masło, suszone zioła i tymianek. Spróbować (smak powinien być delikatny, ale wyraźnie słodko-kwaśny) i jeśli trzeba, ponownie doprawić.
Zjadać z dowolnymi dodatkami (chleb z masłem, ryż, kasza, makaron itp.)

Smacznego :)

piątek, 12 sierpnia 2016

Dietetyczny, czekoladowy mus - w 5 minut


Kolejny przepis na małe co nieco, z gatunku moich ulubionych. Coś, co zaspokoi zachciankę na słodkie, zwłaszcza jeśli próbujesz schudnąć na (kolejnej ;-)) diecie i nie sprawi, że zakopiesz się w garach na długie godziny ;-)
Coś pysznego, dietetycznego, a w dodatku przygotujesz to w kilka minut, ze składników, które na pewno masz w domu.
Jednak musisz liczyć się z tym, że nie każdemu posmakuje - chociaż "moi" bardzo to lubią, bardziej nawet niż pudding z chia, który od dłuższego czasu jest naszym deserowym hitem.

Cóż, nie spróbujesz, to się nie dowiesz, ale... namawiam :)


Jak zrobić pyszny, dietetyczny, czekoladowy deser?


Składniki:
1 porcja

1 duże białko jaja
1 łyżka kakao
1-2 łyżeczki ksylitolu (lub cukru pudru)
kilka kropel ekstrakt z wanilii lub szczypta cynamonu
szczypta soli

Białko ubić na sztywną pianę, a następnie delikatnie wymieszać z kakao i ksylitolem (lub cukrem).
Dodać wanilię lub cynamon i przełożyć wszystko do filiżanki.
Wstawić do kuchenki mikrofalowej i gotować na średniej mocy 45-50 sekund (pierwszą porcję należy potraktować testowo, ponieważ mikrofala mikrofali nierówna; może się też okazać, że - jak ja - wolicie lekko ścięty mus i wtedy musicie dopasować czas gotowania do własnych preferencji)
Zjadać od razu :)))

Smacznego :)

*przepis pochodzi z bloga Haylie Pomroy

wtorek, 26 lipca 2016

Tatar z łososia z sosem z żółtka z kaparami i anchovis, oraz jak rozpoznać świeżą rybę



Jak sprawdzić, czy surowa ryba jest świeża?

Ryba jedzona na surowo bezwzględnie musi być świeża - jak najświeższa. 

Przed zakupem zapytaj sprzedawcę, kiedy była dostawa i powiedz, że zamierzasz jeść ją na surowo - to pomaga ;) Nawet "najtwardszy" sprzedawca zawaha się, zanim ci sprzeda niezbyt świeżą rybę, jeśli go o tym uprzedzisz. 

Poza tym dokładnie rybkę obejrzyj i powąchaj - masz do tego prawo, chociaż sprzedawcy nie zawsze chętnie na to przystają. Jednak takich omijam z daleka i wam też to radzę. Jeśli nie masz nic do ukrycia, nie boisz się oceny. To proste :)

Jeśli kupujesz całą rybę, zwróć uwagę na oczy i skrzela. Oczy powinny być błyszczące, przejrzyste i wypukłe. Mętne i płaskie, lub wręcz zapadnięte, świadczą o tym, ze rybka jest już nie pierwszej świeżości. Skrzela powinny być intensywnie różowe, czasem wręcz bordowe. Ja zwracam jeszcze uwagę na płetwy. Mają być zwarte i niepostrzępione. Jeśli się rozpadają, lub wręcz odpadają od ryby, nawet na nią nie patrz ;)

Skóra powinna być ładna, błyszcząca, jednolita, nie pokryta żadnym podejrzanym nalotem (trzeba jednak wiedzieć, że niektóre świeże ryby pokryte są śluzem, i nie jest to nic złego - np. karp. W tym przypadku ocenę ułatwi nam wygląd skrzeli i zapach*). Łuski muszą ściśle przylegać, a skóra powinna być gładka. 

Wygląd od strony brzusznej też może nam wiele powiedzieć. Ości nie powinny odstawać od mięsa (można to sprawdzić wyginając filet lub rozchylając boki wypatroszonej ryby). 
*Zapach powinien być "morski", raczej neutralny, przyjemny. Jeśli ryba intensywnie "pachnie rybą", prawdopodobnie nie jest już pierwszej świeżości. 

Nie wszędzie jest to możliwe, ale jeśli sprzedawca ci na to pozwoli, zachęcam do dotknięcia ryby (oczywiście przez folię). Lekko naciśnij i sprawdź, czy mięso jest sprężyste, tzn. czy powstałe zagłębienie szybko się wypełnia. Jeśli tak, wszystko w porządku, możesz kupować :)

Ps. Oczywiście nie namawiam was, żebyście wyrywali sprzedawcy rybę z rąk, macali ją i wyginali ;) Poproście, żeby on to zrobił wg. waszych wskazówek. Na koniec niech poda ją wam do powąchania i ewentualnie dotknięcia. Nie musicie wsadzać w nią nosa. Jeśli coś będzie nie w porządku, poczujecie z daleka ;)



Jak zrobić najlepszego tatara z łososia?

Składniki:
4-5 porcji

ok. 0.5 kg filetu z łososia*
1 łyżka oliwy
1 łyżka soku z cytryny
sól, pieprz
trochę posiekanej papryczki chilli

Sos:
1 żółtko
1 łyżeczka musztardy
ok. 125 ml oliwy z oliwek
czubata łyżka kaparów (lub więcej jeśli lubicie)
1 szalotka bananowa (albo 2 dymki - tylko biała część, lub pół czerwonej cebuli)
świeża papryczka chilli - ilość dowolna (można tez pominąć)
3 fileciki anchovis (opcjonalnie)
1 łyżka drobno posiekanego koperku
sok z cytryny do smaku
sól i świeżo zmielony pieprz

Poza tym, do przybrania: świeży ogórek pokrojony w drobną kostkę i gałązki koperku

Rybę oddzielić od skóry, pokroić w poprzek na cienkie plastry, a następnie posiekać w drobną kostkę.
Nóż powinien być bardzo ostry, żeby nie miażdżyć ryby i żeby kosteczka była wyraźna (w zależności od upodobań, możecie pokroić rybę w kostkę o boku od 0.6 do 0.3 mm - ja wolę tę drobniejszą).

Szalotkę, chilli i anchovis bardzo drobno posiekać. 
Kapary odsączyć z zalewy i również lekko posiekać.

Przygotować sos. Do miseczki przełożyć żółtko jaja, dodać musztardę i sok z cytryny. Ucierać, stopniowo dodając oliwę. Dodać koperek, chilli, kapary i anchovis. Spróbować i dopiero wtedy dodać soli i pieprzu (kapary i anchovis są bardzo słone). Na koniec ewentualnie dodać więcej soku z cytryny.

Łososia przełożyć do miseczki, posolić (ostrożnie - sos, który dodamy będzie słony!), dodać sporo pieprzu, trochę oliwy i soku z cytryny (ok. 1-2 łyżki lub więcej). Wymieszać i podzielić na porcje (można sobie pomóc pierścieniem lub filiżanką). Ułożyć je na talerzach, na górze zrobić małe zagłębienie na sos. 
W zagłębienie wlać łyżkę sosu, obok położyć łyżkę posiekanego ogórka i gałązkę koperku. Pozostałym sosem ozdobić talerz obok tatara.
Najlepiej smakuje ze świeżym lub tostowanym pieczywem z masłem.

Smacznego :)

piątek, 22 lipca 2016

Błyskawiczny, dietetyczny sorbet bananowy z nektarynką, chia i bazylią


Znowu zrobiło się gorąco, więc siłą rzeczy zaczynam kombinować z dietą, żeby ją przystosować do upałów.
Ten sorbet, to takie zdrowe, pyszne lody, z mniejszą ilością kalorii i bez niepotrzebnych dodatków.

W upalne dni zastępują  mi śniadanie (wtedy dodaję jeszcze trochę granoli lub orzechów), lub słodką"przegryzkę". To naprawdę świetny sposób na ochłodzenie się od środka, ale i "zaspokajacz" zachcianek na słodkiego "cosia".

Dla mnie liczą się tez aspekty zdrowotne, a banany, to prawdziwe skarby. Nikomu nie trzeba przypominać, jak ważne są w diecie, zwłaszcza dla osób uprawiających sport i wszystkich wypacających litry potu podczas wysiłku fizycznego. Wraz z potem tracimy elektrolity, więc sprawa jest oczywista: trzeba zadbać o ich uzupełnienie.

Pomijając wszystko, ten sorbet jest po prostu przepyszny. Naprawdę go uwielbiam!

Jeśli zadbacie o to, żeby zawsze mieć w zamrażarce banany, możecie zrobić sobie ten deser o dowolnej porze, dosłownie w parę minut. Nie trzeba godzinami czekać na zamrożenie. Parę minut i już możesz jeść:)

Przydatna rada: banany kupuj mocno dojrzałe, ciemnożółte, z brązowymi plamkami. Zamrażaj bez skórki, pokrojone w kostkę, albo w 0.5 cm plasterki (żeby ułatwić pracę blenderowi). Ja kupuję większą ilość dojrzałych bananów, najczęściej w promocji, i od raz po przyjściu do domu obieram, kroję i dzielę na porcje - po 2 sztuki do woreczka. Zamrażam rozłożone w jednej warstwie - to ułatwia rozkruszenie zawartości - i zawsze mam pod ręką w razie nagłej potrzeby ;)


Jak zrobić błyskawiczny sorbet/lody?

Składniki na 1 porcję:

2 dojrzałe, zamrożone banany (jak je przygotować, czytaj we wstępie)
1 czubata łyżka chia (lub/i 1 łyżka kakao)
ok. 1/4 szkl mleka roślinnego (można dla odmiany wypróbowywać różne mleka, a nawet (zimny) napar kawy)
1 bardzo dojrzała nektarynka ze skórką (może być brzoskwinia, kiwi, ananas lub dowolne owoce: maliny, borówki, truskawki itp.) 
kilka listków bazylii (mięty, melisy - co lubicie)
opcjonalnie: łyżka granoli lub posiekanych, prażonych orzechów


Banany po wyjęciu z zamrażarki wyjąć z woreczka i zostawić na kilka minut w temperaturze pokojowej. 
Przełożyć do kielicha blendera (blender powinien mieć dużą moc, bo mrożone banany są jak kamienie ;)), dodać chia i odrobinę mleka. Blendować pulsacyjnie, stopniowo dodając mleka. 
Nie należy się spieszyć z jego dodawaniem, bo zależy nam na zwartej konsystencji. Dodajemy tylko tyle płynu, żeby nie zamęczyć blendera. 
Co pewien czas przerywamy i mieszamy. Zeskrobujemy masę ze ścianek i spychamy w dół w kierunku ostrzy. Z czasem mieszanina zacznie się rozluźniać i w końcu powinniśmy uzyskać gładką, gęstą papkę.
Można też najpierw wlać mleko i cały czas blendując, wrzucać po kilka kawałeczków banana i blendować, aż masa będzie gęsta i gładka.

Sposób podania i dodatki zostawiam wam i waszej fantazji. Ja wykładam sorbet do miski, dodaje pokrojoną nektarynkę i kilka listków bazylii, bo bardzo lubię jej smak w słodkich deserach.
Wy zróbcie tak, jak wam w duszy gra. Grunt, to cieszyć się smakiem:)))

Smacznego:)


niedziela, 17 lipca 2016

Tosty z batatów i zakupy u Jamie'go Olivera


Przepis o tyle genialny, co prosty. Ostatnio dosłownie podbija internet i, muszę przyznać, moje serce też podbił :) Dla mnie, to odkrycie ostatnich tygodni, kolejny sposób na zastąpienie czymś pieczywa.
Jednak, nie oszukujmy się, pieczywa nie da się zastąpić. Jednak na szczęście da się wymyślić niejeden substytut, a niektóre (jak ten) są naprawdę genialne.

Jeśli o mnie chodzi, to "tosty" z batatów naprawdę mnie urzekły i wypróbowałam je już w wielu różnych kombinacjach. Najbardziej lubię takie 0.4 - 0.5 cm grubości, średnio wypieczone, lekko twardawe.
Tostując trzeba uważać, żeby ich zbyt mocno nie przypiec. Zbyt cienkie też nie będą najlepsze, bo mogą się rozpaść i ciężko je będzie wydobyć z tostera. Ja zazwyczaj opiekam je jakiś czas, następnie odwracam i piekę ponownie.
Niestety nie ma innej drogi, tylko uczyć się metodą prób i błędów, do czasu, aż osiągniecie zadowalający rezultat :)

Dla tych, którzy nie posiadają tostera też jest dobra wiadomość: plastry batatów można (po skropieniu oliwą) piec w piekarniku.

***


Propozycji podania jest mnóstwo, praktycznie nie ma żadnych ograniczeń - chyba, że zabraknie nam wyobraźni. Nadaje się wszystko, co położylibyście na zwykłą kanapkę. Ja zazwyczaj jeszcze ciepłe smaruje masłem kokosowym (chyba, że wierzch smaruję jakąś pastą).

Wypróbowane i polecane przeze mnie batatowe kanapki, to:
- z guacamole i plastrami pomidora
- z awokado i jajkiem w koszulce
- z awokado i szynka parmeńską
- z hummusem i warzywami, posypane sezamem
- z pesto
- z tapenadą (pastą oliwkową)
- z pieczoną papryka i serem (np. kozim)
- z wędzonym łososiem, ogórkiem, koperkiem i sokiem z cytryny
- z twarożkiem i rzodkiewką (pomidorem, ogórkiem, papryką)
- z pastą jajeczną i warzywami
- z pasta z wędzonej ryby
- z pasta fasolową i warzywami
- z pastą z tuńczyka
- z pastą z pieczonego kurczaka (lub z kurczakiem z majo i musztardą + warzywa)
- z szynką, serem, warzywami - jak zwykła kanapka
I na słodko:
- z masłem orzechowym i bananem (i/lub dżemem)
- z masłem orzechowym (migdałowym) i malinami (truskawkami, borówkami)
- z nutellą i owocami

Lista wciąż nie jest zamknięta, jeśli znacie jakieś ciekawe sposoby podania, chętnie dodam je do mojej listy.

Podczas opracowywania tego wpisu niestety zabrakło mi czasu na opisanie moich zakupów u Jamiego Olivera, dlatego postanowiłam, że poświęcę temu osobny wpis.
Zatem, już wkrótce na blogu opis moich krótkich wakacji na angielskiej wsi, zwieńczonych lunchem w jednej z restauracji Jamie Oliviera i tego, co lubię najbardziej, "kulinarnych" zakupów w tym fantastycznym miejscu.
Już teraz zapraszam :)

A póki co, rekordowo krótki przepis na tosty z batatów.

Jak zrobić tosty z batatów (słodkich ziemniaków)?

Składniki:
1 dość duży batat (należy uwzględnić wielkość tostera)
opcjonalnie: olej lub masło kokosowe (może też być oliwa z oliwek lub zwykłe masło)
dowolne dodatki (patrz wyżej: wypróbowane i polecane przeze mnie)

Batata należy dokładnie wyszorować i pokroić wzdłuż, w plastry o grubości ok. 0.4 - 0.5 cm.
Włożyć przygotowane plastry do tostera i piec, aż zmiękną i (ewentualnie) lekko się przyrumienią. W połowie czasu pieczenia należy je odwrócić i ponownie zapiekać.
Ja w swoim tosterze ustawiam czas na 5, odwracam "tosty" i ponownie ustawiam toster na 5. Jednak uprzedzam, że każde urządzenie jest inne i czas pieczenia trzeba dobrać indywidualnie.
Po wyjęciu układam na kratce, żeby odrobinę odparowały i jeszcze ciepłe smaruję masłem kokosowym lub oliwą. Nakładam ulubione dodatki i voila!

Smacznego :)

 *** zdjęcie ze strony thehauterfly.com

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Pizza z batatów


Ta pizza, to największe odkrycie ostatnich tygodni i absolutny hit w moim domu.
Może być bezglutenowa, albo nie, wegetariańska, wegańska i dla jedzących mięso. Można ją łatwo dostosować do upodobań domowników, zbytnio się nie wysilając.
A że ja najbardziej kocham szybkie, łatwe i pyszne dania, batatowa pizza wpasowała się w mój kulinarny"światopogląd" idealnie ;)

ze szparagami

z szynką

Przepis jest banalnie prosty. Na jedną pizzę (dla jednej osoby) wystarczy 1 batat i trochę mąki. Dodatki dowolne.
Ja ostatnio wszędzie dodaję szparagi, bo przecież za chwilę ich nie będzie. Sezon na nie trwa zdecydowanie zbyt krótko!

Jak zrobić pizzę z batatów?

Składniki na 1 pizzę, o średnicy ok. 20-25 cm:

1 batat wielkości pięści, 20-25 dag
mąka owsiana bezglutenowa albo orkiszowa, typ 2000, ok 1/2 - 2/3 szklanki*

Farsz:
1 pomidor, ok. 150 g
10 zielonych szparagów
2 male, młode cebulki
1 łyżka przecieru pomidorowego
1 ząbek czosnku
1 łyżka posiekanego szczypiorku
1 łyżka listków bazylii
1 łyżka oliwy (albo oleju koko, lub klarowanego masła)
1 łyżeczka stewii
1 czubata łyżeczka posiekanego tymianku (lub pół łyżeczki suszonego)
1łyżka tartego parmezanu lub innego sera, np. mozarella, czy gouda
szczypta soli, świeżo zmielony pieprz

Opcja dla jedzących mięso:
2-3 plasterki polędwicy łososiowej pokrojonej w paski i podsmażonej na rumiano z czosnkiem.

* Ilość mąki ciężko przewidzieć, zależy od wielkości i wilgotności batata. Trzeba jej dodać tyle, żeby ciasto było elastyczne, ale się nie kleiło.


Batata przekroić wzdłuż na pół i upiec do miękkości w piekarniku lub kuchence mikrofalowej (robię to zazwyczaj w mikrofalówce i trwa to dosłownie 5 minut). Ostudzić, wydrążyć miąższ i dokładnie rozgnieść widelcem.
Do ziemniaka dodać mąkę i szczyptę soli (najlepiej dosypywać stopniowo). Wyrobić gładkie ciasto. W międzyczasie rozgrzać piekarnik i blachę na której będziemy piec pizzę.
Na blacie rozłożyć arkusz papieru do pieczenia, podsypać mąką i rozwałkować na nim ciasto, uważając, żeby się nie przykleiło. Ciasto powinno mieć ok. 3-4 mm grubości.
Następnie ciasto ponakłuwać widelcem i zapiec ok. 10 min w piekarniku rozgrzanym do 200oC.
W tym czasie przygotować farsz.
Szparagi umyć, odłamać końcówki i odciąć czubki, na długość małego palca. Resztę pokroić ukośnie w długie plasterki.
Na patelni roztopić tłuszcz, dodać pokrojone w ósemki cebulki, chwilkę podsmażyć, i dorzucić czosnek, oraz pokrojone szparagi, bez czubków.
Smażyć minutę, dodać posiekanego pomidora, koncentrat, posiekany tymianek, przyprawy i stewię. Smażyć kolejną minutę lub dwie, po czym zdjąć z ognia.

Na podpieczony spód wyłożyć przygotowany farsz i ułożyć czubki szparagów. Posypać tartym parmezanem i zapiekać przez kilka minut, aż pizza się zrumieni, a ser rozpuści.

W wersji z polędwicą, posypać nią pizzę i dodać ser - lub odwrotnie ;)

Smacznego :)

Przepis na ciasto pochodzi ze strony 'Natchniona.pl'

sobota, 7 maja 2016

Krewetki z pomidorkami daktylowymi i kolendrą


Dzisiaj to, co tygryski lubią najbardziej, albo... to na co aktualnie maja fazę ;)
Moje topowe smaki - pomidory, kolendra, chilli, krewetki - plus absolutna prostota i szybkość wykonania.
Zajadam się nimi kilka razy w tygodniu, modyfikując odrobinę, w zależności od okoliczności.
Trwa to już ze 2-3 tygodnie i jeszcze mi się nie znudziło.
Najlepsze są świeże (szare) krewetki w pancerzykach. Ale jeśli takich nie macie, bo nie zawsze są przecież dostępne "od ręki", mrożone też będą dobre.
A w wersji błyskawicznej, użyjcie krewetek mrożonych, obgotowanych - jak ja dzisiaj.
Jeśli nie planujecie innych dodatków (wspaniale smakują z chrupiącą bagietką, albo ryżem), trzeba przeznaczyć 12-14 sztuk na osobę.
Chociaż... Pewnie nie jestem obiektywna, bo potrafię ich zjeść jakąś nieprawdopodobną ilość ;-)


Jak przygotować najlepsze krewetki?


Składniki:
14 dużych krewetek
pół (lub więcej) posiekanego, czerwonego chilli
12 pomidorków daktylowych (u mnie żółte i czerwone)
2 posiekane ząbki czosnku
1 mała, posiekana dymka
łyżka masła klarowanego
sok z cytryny do smaku
sól, świeżo zmielony pieprz, szczypta cukru lub ksylitolu
1 czubata łyżka posiekanej kolendry

Mrożone krewetki przelać na sicie letnią wodą i dobrze odsączyć (rozmrażają się błyskawicznie). Jeśli są świeże, umyć je na sicie pod bieżącą wodą.
Na patelni rozgrzać masło, dodać czosnek, chilli, dymkę i dobrze odsączone krewetki. Doprawić solą i pieprzem. Smażyć ok minuty, potrząsając patelnią. Dodać pomidorki przekrojone na pół oraz cukier, i dalej smażyć. Trwa to zaledwie kilka minut. Świeże krewetki smażymy, aż z szarych zrobią się równomiernie różowe. Mrożone, aż mięso zmieni kolor na równomiernie biało-różowy i zniknie ich charakterystyczna "półprzezroczystość".
W czasie smażenia nie odchodzimy od patelni. Smażymy na dość dużym płomieniu, ale czujnie i z wyczuciem, cały czas potrząsając patelnią i podrzucając zawartość.
Uwaga na czosnek i chilli - łatwo je spalić, a wtedy danie będzie gorzkie i niesmaczne.
Na koniec obficie posypać kolendrą i od razu podawać, bo takie prosto z patelni są najlepsze :)

Smacznego :)

piątek, 6 maja 2016

Zielony koktajl, mega zastrzyk energii


Uwielbiam koktajle. Wszystkie.
Ale najbardziej na świecie kocham te zielone, napakowane do granic wytrzymałości tym, co najlepsze :-)))
Są sposobem na dostarczenie sobie wielu cennych witamin i minerałów w jednym "pakiecie". To mega cenny zastrzyk energii, bezbolesny i przepyszny. Piję i niemal natychmiast czuję, jak odżywam (autosugestia? ;-))
Dzięki takim koktajlom jestem w stanie zjeść więcej warzyw, nawet tych, których za którymi nie przepadam w innej formie.
Są nieocenione jako drugie śniadanie, albo podwieczorek, łatwe do zrobienia, łatwe do zabrania ze sobą, jeśli się śpieszymy.
Sycące i kolorowe, aż chce się pić (czy może jeść ;-) bo moje koktajle są gęste, niczym zupa-krem).
Taki koktajl najlepiej wypić od razu po zrobieniu, lub w jak najkrótszym czasie.
Jeśli coś wam zostanie, wstawcie do lodówki i wypijcie jak najszybciej, żeby nie wyparowały z niego wszystkie 'dobrości' ;-)
Jeśli koktajl zastępuje mi posiłek, np. śniadanie, wtedy dodaję do niego więcej sycących składników takich jak masło orzechowe (migdałowe, nerkowcowe), tahini, awokado, banany, olej z pestek dyni czy lniany. Czasem, raczej rzadko, dodaję też trochę białka serwatkowego, albo miodu - w zależności od okoliczności.
Podstawą jest zazwyczaj woda gazowana, do której dorzucam też (zwłaszcza latem) trochę lodu. Nie używam mleka, ale od czasu do czasu dodaję jakieś roślinne, zazwyczaj owsiane. No i w zasadzie w każdym moim koktajlu jest solidna porcja natki pietruszki, bo to prawdziwy skarb.
Cała reszta to wielka improwizacja, czyli freestyle ;-)

Składniki zielonego koktajlu:

Na 2 duże szklanki;
1 duży, dojrzały banan, lub dwa mniejsze
1 duże, dojrzałe awokado
6 zielonych szparagów
pół ogórka ze skórką
1 nieduża, obrana ze skórki, bulwa topinambura
duża garść jarmużu
pół pęczka natki
2 gałązki bazylii
sok z połowy cytryny
czubata łyżka masła z nerkowców*
1 łyżka oleju lnianego
szczypta soli
duża szklanka wody
(ilość wody zależy od konsystencji, jaką chcecie uzyskać)


Wszystko wrzucić do kielicha malaksera, wlać wodę i dokładnie zmiksować.
Jeśli będzie za mało słodkie można ostatecznie ;-) dosłodzić miodem lub ksylitolem, ale jeśli owoce są dojrzałe, zazwyczaj nie ma takiej potrzeby.

*może być dowolne masło, również z orzeszków arachidowych, czy migdałów, również tahini, ale tu uważajcie z ilością, bo ma zdecydowanie bardziej dominujący smak. Lepiej dodać mniej, spróbować i ewentualnie dodać; jak przesadzicie, to wyjąć się nie da ;-)))

Smacznego i Zdrowego :)


środa, 27 kwietnia 2016

Pulpety w rosole, dietetyczna wersja chińskich pierożków




Lubicie chińskie pierożki w rosole? Na pewno lubicie :)
Problem z nimi jest taki, że sporo przy nich roboty i ile by nie zrobić, zawsze jest za mało.
Dlatego wymyśliłam tę dietetyczna wersję, której przygotowanie zajmuje zaledwie kilka minut (pod warunkiem, że macie jakiś bulion w zamrażarce, albo - jak ja - ugotowaliście go dzień wcześniej).




Jak zrobić chińskie pulpety?

pół kilograma chudego, mielonego mięsa wieprzowego (z szynki lub polędwicy)
4 duże liście kapusty pekińskiej
pół drobno posiekanej, czerwonej papryczki chilli (może być więcej)
kawałek imbiru (2x1cm)
2 duże ząbki czosnku
garść posiekanej kolendry (głównie łodyżki)
garść posiekanej pietruszki
1 łyżeczka skórki otartej z cytryny
2 fileciki anchovis
1 drobno pokrojona dymka
2-3 łyżki sosu tamari
kilka kropli oleju sezamowego
1 łyżeczka sosu rybnego
sól, pieprz

Bulion - u mnie drobiowy

Kapustę trochę rozdrobnić i wrzucić do malaksera. Zblendować na "grubą kaszę", lekko odcisnąć i przełożyć do miski. Dodać mięso, utarty czosnek, skórkę cytrynową, imbir, posiekaną dymkę, anchovis i chilli. Dodać resztę przypraw i świeże zioła. Dobrze wyrobić i uformować małe pulpeciki (trochę większe niż orzechy laskowe). Wrzucać do gorącego bulionu, doprowadzić do lekkiego wrzenia i gotować ok. 2-3 minuty. Podawać w rosole z pokrojoną marchewką, szczypiorkiem i listkami kolendry.

Smacznego :)


piątek, 25 marca 2016

Co przygotować na Wielkanoc - propozycje





W ubiegłym roku zrobiłam wpis z ponad trzydziestoma propozycjami wielkanocnych potraw. 
Myślę, że nie ma sensu pisać jeszcze raz, bo wiele potraw powtarza się co roku, a niektóre są absolutną klasyką. Dlatego odsyłam was do tamtego wpisu. 
Wybierzcie coś dla siebie:




SMACZNYCH ŚWIĄT  :)


wtorek, 15 marca 2016

Najlepsza marynata do mięs - pieczeni, karkówki, steków, warzyw


Marynata, którą lubię najbardziej, bo wspaniale podkreśla smak mięsa, ale tego smaku nie dominuje. Jest delikatna, lekko słodka i kwaśna, czosnkowo - ziołowa, taka w sam raz :)

Można w niej zamarynować zarówno duży kawałek mięsa przeznaczonego na pieczeń, jak i pojedyncze, mniejsze porcje (steki wołowe, polędwicę wieprzową, karkówkę itp.) z przeznaczeniem "na patelnię" lub na grill.

Czy w ogóle warto marynować mięso?
Warto. Zyskuje bowiem na soczystości, miękkości, aromacie i smaku.

Czas marynowania zależy od różnych czynników, m.in. od tego, jak duży kawałek mięsa marynujemy. Duży (1.5 - 2.0 kg) warto zamarynować na ok. 5-6 godzin, a nawet na całą noc.
Małe kawałki (kotlety ze schabu, karkówki, polędwiczki wieprzowe, czy wołowinę na steki) marynuję krócej, zwykle ok. 2 - 3 godzin, ale...
Jeśli mam mało czasu, 30 - 45 min w zupełności wystarczy. A idąc dalej tym tropem ;) nawet 5 - 10  minut marynowania jest lepsze niż nic, więc daj swoim kotletom tyle czasu, ile masz :)

Ja jestem zwolenniczką marynowania mięsa (ale nie bezpośrednio wyjętego z lodówki, tylko takiego, które chwilę poleżało w temperaturze pokojowej) w temperaturze pokojowej. Mam wrażenie, że takie "ciepłe" mięso lepiej chłonie marynatę i przechodzi jej smakiem.
Oczywiście jeśli mam w planie całonocne marynowanie - a robię tak z dużymi kawałkami mięsa, zwłaszcza tego twardszego, jak np. wołowina; albo kiedy mam go dużo, np. przed planowanym grillowaniem na kilkanaście osób - wstawiam je do lodówki.
Wiadomo - nigdy nie zostawiamy mięsa zbyt długo poza lodówką, bo to po prostu grozi zatruciem.


Jak zrobić najlepszą marynatę do mięsa?

Składniki:
do zamarynowania 1.0 - 1.5 kilogramowego kawałka mięsa

5 - 6 łyżek oliwy (w zależności od ilości mięsa)*
2 łyżki octu winnego
3 łyżki octu balsamicznego 6%
1 - 2 łyżki musztardy Dijon
1 łyżka miodu rzepakowego
2 duże, posiekane ząbki czosnku
kilka gałązek świeżego rozmarynu lub tymianku (albo to i to) 
3 łyżki jasnego sosu sojowego
sól i dużo świeżo mielonego pieprzu

Wymieszać trzepaczką składniki marynaty, aż do rozpuszczenia miodu i soli (wszystkie oprócz oliwy, czosnku i ziół). Dodać oliwę i mieszać, aż wszystko się ładnie połączy. Wtedy dodać posiekany czosnek i zioła (można je pokroić, ale ja zazwyczaj dodaje całe gałązki). 
Mięso włożyć do marynaty i dobrze je nią pokryć, a nawet wmasować. 
Marynować odpowiednią ilość czasu (patrz opis nad przepisem), odwracając i masując co pewien czas.
Przed przystąpieniem do pieczenia mięso oczyścić ze stałych fragmentów marynaty, żeby się nie przypaliły w czasie pieczenia. 
Szczegóły pieczenia mięsa w kolejnym wpisie.

* jeśli zależy wam na ograniczeniu ilości kcal ilość oliwy można zmniejszyć do 1 łyżki lub całkowicie z niej zrezygnować.

Smacznego :)

wtorek, 8 marca 2016

Babeczki bananowe z bakaliami


Zrobiłam dziś mężowi niespodziankę. Jutro czeka nas ciężki dzień, dlatego, na osłodę, upiekłam coś słodkiego. Przepis z gatunku moich ulubionych - banalnie prosty, szybki i mało pracochłonny  -wszystkie składniki wystarczy wrzucić do miski i wymieszać.

Babeczki były gotowe akurat do poobiedniej kawy. A mąż próbując powiedział, że są tak pyszne, że aż... żal mu kawą popijać :)))
Czyli dobre ;)




Składniki:
3 miarki mąki (1 miarka=250 ml)
3 duże jajka
5 bardzo dojrzałych bananów (miałam mrożone)
3 łyżki oleju (takiego, jakiego używacie) - jeśli koko, to rozpuszczony
1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
1 płaska łyżeczka cynamonu
szczypta soli
ok. 1/3 szklanki gazowanej wody mineralnej
po garści: rodzynek, żurawin, nasion słonecznika (lub dowolnych, posiekanych orzechów)
garść "bobków" ;-) z białej czekolady, takich do pieczenia*

Jajka z solą rozmieszać w misce na jednolitą masę. Dodać banany (jeśli są mrożone, trzeba je wcześniej rozmrozić) i rozgnieść je widelcem. Dodać resztę składników i wymieszać krótko, tylko do uzyskania jednolitej masy. Ilość wody, która będzie potrzebna, zależeć będzie od tego, czy banany były świeżę, czy mrożone, oraz od wielkości jajek. Masa po nabraniu na łyżkę, powinna wolno z niej spływać.
Gotowe ciasto nałożyć do foremki na muffiny, wyłożonej papilotkami (u mnie sylikonowe), takiej na 12 standardowych babeczek. Piec ok. 20-25 min w temp. 200 - 220oC.

Smacznego :)

*jeśli takich nie macie, możecie dodać pół tabliczki posiekanej dość drobno czekolady

poniedziałek, 7 marca 2016

Czekoladowy pudding chia z prażonymi jabłkami


Pudding z chia jest ostatnio bardzo popularny w sieci, więc nie będę się nad nim rozwodzić. Napisze tylko, że uwielbia go cała moja rodzina, a najbardziej ten z mlekiem kokosowym lub migdałowym :)

Dzisiejszy przepis, to przede wszystkim pokazanie sposobu na wykorzystanie owoców, które już lekko się pomarszczyły i nieco zwiędły ;)
Na pewno nikt ich już nie tknie w takiej postaci, a wyrzucić szkoda i... tak naprawdę nie ma takiej potrzeby :) Może są nie pierwszej świeżości, ale doskonałe na domowy dżem lub kompot. I właśnie w ten sposób zazwyczaj je wykorzystuję.
Prażonych owoców najczęściej używam do naleśników, ciast, na kanapki (są świetne, zwłaszcza z twarogiem) i do deserów, jak dzisiaj. Na kompot też zawsze znajdą się chętni.
A jeśli już naprawdę muszę je wyrzucić, lądują w kompoście, jednak tam też się nie marnują, bo posłużą do użyźnienia gleby :)

Powinnam jeszcze napisać o bananach, bp bardzo szybko dojrzewają, zdecydowanie zbyt szybko...
I, na swoje nieszczęście, nie smakują wtedy tak dobrze jak na początku, więc ludzie po prostu je wyrzucają.
Dla mnie to niepojęte, ponieważ takie "kropkowane", czy nawet całe brązowe, są najsłodsze i najlepsze do ciast i mogą całkowicie zastąpić cukier w wypiekach.
Takie banany, to prawdziwe złoto, dlatego jeśli mam nadmiar, po prostu je zamrażam - w skórkach lub bez, nie ma to większego znaczenia - najważniejsze, ze nigdy ich nie wyrzucam.

Polecam wam kilka przepisów z wykorzystaniem przejrzałych bananów:


mega czekoladowe ciasto z ciecierzycy, bez mąki


chlebek bananowy


muffinki jabłkowe, bez mąki, tłuszczu, cukru i mleka


kokosowo-migdałowy chlebek bananowy - bezglutenowy




Składniki na 4-5 porcji puddingu:

2 i 1/2 szklanki mleka roślinnego* (oczywiście może być zwykłe)
1/2  szklanki nasion chia
2 łyżki dobrego, niesłodzonego kakao
dowolne "słodzidło" w ilości jaka wam odpowiada (u mnie ok. 1 łyżki stewii)

Prażone owoce:
2 jabłka
2 pomarańcze
2 gruszki
3 goździki

Kakao i stewię rozrobić w małej ilości lekko podgrzanego mleka (ok. pół szklanki). Przelać do większego naczynia, dodać resztę mleka i nasiona chia, i dobrze wymieszać.
Odstawić do lodówki na co najmniej godzinę, a najlepiej na noc (chia kilkukrotnie zwiększą objętość). Pudding można podawać z dowolnymi owocami, świeżymi lub prażonymi.

Owoce obrać i pokroić na małe kawałki, dodać goździki (pomarańczę najlepiej wyfiletować, czyli obrać, wykroić miąższ znajdujący się między błonkami, a to co zostanie mocno ścisnąć; powstały sok dodać do reszty owoców). Prażyć na średnim ogniu, mieszając od czasu do czasu, aż dżem zacznie gęstnieć. Zmniejszyć płomień i prażyć cały czas mieszając, aż do osiągnięcia odpowiedniej konsystencji (płyn powinien całkowicie wyparować). Wyjąć goździki, ostudzić, przełożyć do słoiczka i wstawić do lodówki.
Jeśli chcecie, żeby dłużej postał, wtedy trzeba gorący dżem przełożyć do słoika, zakręcić, odwrócić i tak zostawić aż do ostygnięcia. Dopiero wtedy wstawić do lodówki.

* Można użyć dowolnego mleka, zarówno zwierzęcego jak i roślinnego, np. migdałowego, kokosowego, owsianego, ryżowego itp. Ja użyłam takiego, jakie akurat miałam w domu.

Smacznego :)